Ziemia słupecka


Wirtualny przewodnik po ziemi słupeckiej – zapraszamy:



Subiektywny leksykon krajoznawczy:


  • Anastazewo – budynek dawnej stacji kolejowej oraz parowozowni, dawne strażnice graniczne: rosyjska (drewniana) i niemiecka, budynek dawnego zajazdu (Hotel Przybylski).
  • Białobrzeg – schronisko turystyczne PTTK „Chatka Ornitologa”.
  • Borzykowo – rekonstrukcja przejścia granicznego z czasów zaborów.
  • Ciążeń –  rokokowy pałac biskupów poznańskich, wokół zabytkowy park, wewnątrz pałacu duży zbiór literatury masońskiej; barokowy kościół p.w. św. Jana Chrzciciela.
  • Graboszewo – zabytkowy kościół drewniany.
  • Kowalewo-Opactwo – zabytkowy kościół drewniany.
  • Ląd – zespół opactwa cysterskiego wpisany na listę pomników historii: barokowy kościół p.w. Najświętszej Marii Panny i św. Mikołaja Biskupa, budynki klasztorne – z gotyckim Oratorium świętego Jakuba z zachowanymi unikatowymi, średniowiecznymi freskami; zabytkowy dwór otoczony parkiem – siedziba Ośrodka Edukacji Przyrodniczej; 2 km na południe Rydlowa Góra – wczesnośredniowieczne grodzisko pierścieniowe z fosą i podgrodziem.
  • Lądek – barokowy kościół p.w. św. Mikołaja; 2 km na południe Lądkowski Borek – z pomnikiem upamiętniającym przysięgę członków Polskiej Organizacji Wojskowej.
  • Linówiec – zabytkowy kościół drewniany.
  • Łężec – budynki dawnego przejścia granicznego między zaborem pruskim i rosyjskim, pomiędzy Łężcem a Słupcą obóz dla rosyjskich jeńców wojennych z czasów I wojny światowej, później przetrzymywano tu jeńców bolszewickich z wojny w 1919 roku oraz internowanych ukraińskich żołnierzy-sojuszników Polski w tej wojnie.
  • Mieczownica – nagrobki powstańców oraz pomnik upamiętniający bitwę z czasów powstania styczniowego, eklektyczny pałac i park oraz zabudowania stadniny koni.
  • Młodojewo – zabytkowy kościół drewniany.
  • Orchowo – zabytkowy kościół drewniany.
  • Osówiec – barokowy dwór.
  • Ostrowite – zabytkowa wieża nawigacyjna lotnictwa cywilnego.
  • Powidz – grodzisko stożkowe („Góra Zamkowa”), neogotycki kościół p.w. św. Mikołaja
  • Paruszewo – neoklasycystyczny pałac, wokół park krajobrazowy.
  • Pyzdry – zabytkowy układ urbanistyczny, gotycki kościół farny p.w. Narodzenia Najświętszej Marii Panny, pozostałości zamku Kazimierza Wielkiego, franciszkański zespół klasztorny: zabudowania klasztoru ze średniowiecznymi freskami (obecnie Muzeum Regionalne) , kościół p.w. Ścięcia Głowy Świętego Jana Chrzciciela, zabytkowy wiatrak holenderski.
  • Wrąbczynkowskie Holendry – drewniany kościół poewangelicki.
  • Zagórów – zabytkowy układ urbanistyczny, późnobarokowy kościół, zespół kościoła ewangelickiego, figura św. Jana Nepomucena.

Powrót na górę strony



Z księgi historii:


Akcja „Barka” (Zagórów)

W trakcie I wojny światowej niemieccy okupanci wykorzystywali Wartę do transportu płodów rolnych, siłą odbieranych okolicznej ludności. Transport odbywał się na pokładzie barki, zwanej szkutą lub berlinką mniej więcej co 2 tygodnie. Nikczemna działalność Niemców była solą w oku dla członków rosnącej w siłę miejscowej Polskiej Organizacji Wojskowej. We wrześniu komendant POW Z Zagórowa Karol Rychliński wydał rozkaz uszkodzenia barki. W akcji przeprowadzonej nocą 8 listopada 1918 roku wzięło udział 10 peowiaków. Napastnicy wdarli się na barkę zacumowaną przy drodze Zagórów-Ląd i strzeżoną przez 2 Niemców, podobno braci. Wywiązała się walka, w wyniku której jeden z Niemców został zastrzelony, a drugi ranny – wskoczył do wody (według innych relacji został wrzucony) i zdołał się uratować. Tymczasem jeden z napastników, z zawodu cieśla, sprawnie wywiercił dziury w dnie barki, która zaczęła nabierać wody i wkrótce zatonęła.

Następnego dnia okazało się, że ocalały Niemiec zdołał dotrzeć do władz i opowiedzieć o przebiegu całego zajścia. W ciemności nocy zdołał rozpoznać jednego z uczestników napadu, Feliksa Molskiego, który miał sztywną nogę. Molskiego aresztowano i wraz z innym peowiakiem pod silną eskortą przewieziono do Konina. Plany odbicia więźniów, zatwierdzone przez komendanta Obwodu Władysława Grzeszczaka – „Drogomira” spaliły na panewce. Aresztowanych od śmierci uchronił fakt, iż już po 2 dniach I wojna światowa dobiegła końca.

Tragiczny epilog tego zdarzenia miał miejsce po 21 latach. Po wkroczeniu wojsk hitlerowskich brat zabitego Niemca wraz z żandarmami prowadził dochodzenie, w wyniku którego 6 uczestników napadu zostało aresztowanych. Poddano ich brutalnemu śledztwu, a następnie, wraz z czterema innymi aresztowanymi, 22 listopada 1939 roku o zmroku wywieziono do lasu pod wsią Grabina. Tam Karol Rychliński „Karolak”, Franciszek Pluciński „Olcha”, Jan Kmieciak „Wybisz”, Feliks Molski „Polanecki”, Antoni Płócienniczak „Topól” i Stanisław Budaszewski „Słonimski” zostali zamordowani przy użyciu szpadli i siekier.

Bezpieczne loty (Ostrowite)

Przy wjeździe do Ostrowitego od południa stoi charakterystyczna metalowa wieża. Nie jest to – jak uważają niektórzy – punkt obserwacyjny miejscowych strażaków. Przyczyn jej powstania należy szukać w burzliwym rozwoju lotnictwa cywilnego, który nastąpił w latach 30. ubiegłego wieku. Ówczesne urządzenia nawigacyjne pozostawiały wiele do życzenia – nie nadeszły jeszcze czasy radarów ani urządzeń radiolokacji. W dzień można było jeszcze użyć radia, natomiast największych problemów przysparzały loty nocne. Aby umożliwić bezpieczne przeloty w porze nocnej, na trasie od granicy polsko – niemieckiej w okolicy Zbąszynia aż do Warszawy zbudowano cały szereg wież, będących odpowiednikami latarni morskich na lądzie. Na zachód od Ostrowitego taka wieża znajdowała się w okolicy Nekli, w stronę Warszawy kolejnej należało szukać w Lubstowie. Na szczycie wieży zamontowany był ruchomy reflektor zasilany stojącym obok wieży agregatem prądotwórczym. Podobno dla ułatwienia nawigacji każda z wież miała swój własny, unikatowy sposób wysyłania sygnałów świetlnych. Obecnie nie ma już reflektora i budyneczku z agregatem prądotwórczym (prawdopodobnie zdemontowali je Niemcy). Pozostała wieża, stanowiąca unikatowy zabytek techniki na skalę regionu, a nawet kraju.

Biskupi i masoni (Ciążeń)

Miejscowość Ciążeń, malowniczo położona na nadwarciańskiej skarpie, od czasów średniowiecza stanowiła własność biskupów poznańskich. Prawdopodobnie rezydencja biskupia znajdowała się tu już w XIII wieku. W kolejnych latach dostojnicy kościelni stopniowo rozbudowywali i przebudowywali swoją siedzibę. Jednocześnie biskupi dbali o rozwój posiadłości nazywanych kluczem ciążeńskim, w skład którego wchodziły miejscowości od Ślesina i Kosewa przez Młodojewo i Słupcę aż po Wólkę. Oprócz szybko rozwijającej się Słupcy, również w Ciążeniu usiłowano założyć miasto, jednak próby te wobec konkurencji ze strony Pyzdr spaliły na panewce. Początkowo w Ciążeniu powstał dwór o charakterze obronnym. Na początku XVI wieku przez 2 lata przebywał tam Andrzej Krzycki – niezwykle ciekawa postać: poeta i humanista (mecenas Klemensa Janickiego), arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski, sekretarz królowej Bony, członek „Towarzystwa ożralców i opilców” na dworze króla Zygmunta Starego. Rezydencja obronna w Ciążeniu istniała prawdopodobnie aż do XVIII wieku. Wtedy to biskup Jan Tarło wzniósł nową siedzibę swojej letniej rezydencji – niewysoki pałac. Prawdziwy rozmach inwestycyjny cechował jego następcę – biskupa Teodora Czartoryskiego, który rozpoczął budowę okazałego rokokowego pałacu (dokończoną już po jego śmierci na początku XIX wieku). Wokół założono wspaniały park (na osi droga – pałac – Warta – o charakterze francuskim, w pozostałej części – angielski). Z pewnością niejeden chciałby się znaleźć na dworze biskupa Czartoryskiego, gdzie – według relacji Jędrzeja Kitowicza – panowały następujące zwyczaje:

„Książę Czartoryski, biskup poznański, chował dwór znaczny i żołnierza nadwornego, przy tym wyborną kapelę. Ci wszyscy lokowani byli we wsi Ciążeniu przy pałacu wspaniałym z oficynami i ogrodem, rezydencji biskupów poznańskich. Marszałkowi jego nazwiskiem Cedrowskiemu, służył ten dwór cały, kuchnia piwnica i kapela obowiązana dwa razy w tydzień grać koncerta do stołu, dla egzercytacyi i tańce zawsze, wiele razy marszałek chciał bądź domowych, bądź gości zabawić tańcem. Dworzanie, tak respektowi jakoteż służący nie mieli żadnej powinności, jak tylko usieść do stołu i najadłszy się, bawić czem się któremu podobało.”

W 1818 roku, niedługo po wykończeniu pałacu, został odebrany przez władze carskie ówczesnym właścicielom i przekazany hrabiemu Wacławowi Gutakowskiemu. Później pałac przechodził zmienne koleje losu. Obecnie mieści się tu Dom Pracy Twórczej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Poznańska uczelnia opiekuje się również ciążeńskim parkiem. Pomimo, że Ciążeń historycznie nie miał żadnych związków z masonerią, w latach 70. XX wieku do pałacu przeniesiono kolekcję zbiorów masońskich, które w trakcie zawieruchy powojennej odnaleziono w 1945 roku w Sławie Śląskiej. Zbiór masoników zawiera woluminy z bibliotek lóż wolnomularskich ze Śląska i Pomorza. Są to głównie publikacje w języku niemieckim oraz francuskim i angielskim. Kolekcja liczy około 80 tysięcy woluminów i jest jedną z trzech największych i najważniejszych w Europie.

Chłopskie powstanie (Królików, Ląd)

Pierwsza połowa XVII wieku to w Wielkopolsce czas kryzysu ekonomicznego. Upadek gospodarczy dotyczy zarówno miast, jak i terenów wiejskich. Zmniejsza się liczba mieszkańców miast, spada produkcja rolna, wiele gospodarstw pustoszeje. Zwiększa się wyzysk feudalny, rosną powinności chłopów. To wszystko rodzi niezadowolenie społeczne, zwłaszcza wśród chłopów, które łatwo może się przerodzić w otwarty bunt. Inspiracją dla wielkopolskich chłopów staje się powstanie Chmielnickiego (opisywane przez Sienkiewicza na kartach „Ogniem i mieczem”), które wybucha na Ukrainie w 1648 roku. Emisariusze Chmielnickiego rozjeżdżają się po całej Polsce, organizując chłopskie powstania. Działalność agitatorów trafia na szczególnie podatny grunt w dobrach zakonu cystersów z Lądu. Ówczesny opat klasztorny Jan Zapolski rozpoczął właśnie budowę nowego barokowego kościoła w miejsce poprzedniej świątyni, powstałej w stylu gotyckim. Realizacja tak dużej inwestycji pociągnęła za sobą dodatkowe ciężary i daniny dla chłopów zamieszkujących dobra lądzkie. Nie dziwi zatem fakt, że organizatorzy powstania w regionie wyznaczyli punkt zborny powstańców we wsiach na prawym brzegu Warty należących do klasztoru w Lądzie – w Ciążeniu, Kowalewie, Jaroszynie, Lądku i Woli Lądzkiej. Wybuch powstania przygotowano na czas, gdy szlachta w ramach pospolitego ruszenia wyruszy na wojnę na wschód. Plany zostały pokrzyżowane z chwilą aresztowania jednego z buntowników, niejakiego Kułakowskiego, który odesłany do Kalisza i poddany torturom, wnet „wyśpiewał” całą swoją wiedzę na temat planów buntu. Wobec powyższego pozostali przywódcy buntu zmienili taktykę i na miejsce koncentracji wybrali umocniony obóz koło Królikowa. Przybyło tam, według różnych relacji, od 800 do 2000 osób. Tymczasem nad ich głowami zaczęły się zbierać czarne chmury. Opat Jan Zapolski korzystając z przysłanych mu na pomoc 200 żołnierzy biskupa poznańskiego Floriana Czartoryskiego oraz liczącego 300 dragonów oddziału królewskiego brata, Karola Ferdynanda Wazy, zorganizował wyprawę przeciw buntownikom. Do zbrojnego starcia doszło 24 czerwca 1651 roku. Wojska Zapolskiego doszczętnie rozbiły obóz zaskoczonych buntowników. Czterej przywódcy zostali ujęci, a następnie straceni. Największe powstanie chłopskie w dziejach Wielkopolski przestało istnieć.

Dobra marka (Ląd)

Ferrari to marka budząca uznanie wśród miłośników motoryzacji. Podobne wrażenia wywołuje to słowo wśród znawców architektury, którzy nie zachwycają się jednak szybkimi samochodami, ale niejakim Pompeo Ferrarim – słynnym architektem. Ferrari był Włochem, jednym z najwybitniejszych architektów późnego baroku. Na ziemiach polskich działał głównie w obrębie Wielkopolski. Jego pierwszym zleceniodawcą był Stanisław Leszczyński – późniejszy król, na zlecenie którego przebudował pałac w Rydzynie. Jako niezwykle pracowity człowiek, pozostawił po sobie liczne wspaniałe obiekty architektoniczne, między innymi kościoły w Obrzycku, Owińskach i Osiecznej. W Świętej Górze pod Gostyniem wzniósł replikę weneckiego kościoła Santa Maria della Salute z potężną kopułą. Doświadczenia ze Świętej Góry wykorzystał w Lądzie, gdzie zbudował zachodnią część kościoła z dwiema kopułami – tak zwaną małą (umieszczoną na skrzyżowaniu naw; kopuła pozorna, czyli nie widoczna z zewnątrz) oraz tak zwaną dużą (wysoką na 38 metrów). W swojej pracy w Lądzie na zlecenie światłego opata, wielkiego mecenasa sztuki Mikołaja Antoniego Łukowskiego, Ferrari poza kościołem pracował także nad przebudową piętra klasztoru (wraz z piękną Salą Opacką).

Kapelan (Ląd)

Po wybuchu powstania styczniowego Rząd Narodowy przysłał do Lądu swojego emisariusza w osobie ojca Maksymiliana Tarejwo. Kapucyn zasłynął już wcześniej jako gorący patriota, obrońca więźniów politycznych, sprzymierzeniec ruchów spiskowych. Klasztor w Lądzie w okresie powstania stanowił ważny punkt na trasie kurierów, łączników i przerzutu broni. Ojciec Tarejwo, który został powstańczym kapelanem w oddziale Taczanowskiego (pod pseudonimem „Dąb” oraz „Piorun”) głosił płomienne kazania, zagrzewał do walki, spowiadał i błogosławił walczących Polaków. Po odniesieniu rany w słynnej bitwie pod Ignacewem leczył się u jezuitów w Śremie, a później przez długi czas ukrywał się w Lądzie. Według opowieści przebywał w maleńkiej celi na poddaszu, do której można się było dostać tylko przez wielką szafę, znajdującą się w zakrystii. Rosjanie wielokrotnie kontrolowali klasztor, jednak dobrze ukryty Tarejwo pozostał bezpieczny. Szczęście opuściło go w nocy z 27 na 28 czerwca 1884 roku, kiedy to został aresztowany. Sprawcą nieszczęścia według miejscowej opowieści miał być zakrystianin Wawrzyniec, który spojony gorzałką, wyjawił kryjówkę kapelana. Aresztowanego kapucyna przewieziono do Konina, gdzie 19 lipca 1864 roku został stracony przez powieszenie. Ulica w miejscu jego stracenia nosi obecnie nazwę Wału Tarejwy.

Kary za czary? (Pyzdry)

Zacne miasto Pyzdry od czasów średniowiecza było jednym z najważniejszych ośrodków miejskich w Wielkopolsce. Oczywiście zdarzały się lepsze (lokacja i liczne przywileje królewskie) i gorsze (najazd krzyżacki) momenty, ale miasto cały czas pozostawało na drodze rozwoju. Sytuacja uległa całkowitej zmianie w 1704 roku. W czasie wojny północnej, w którą wplątał Polskę król August II Mocny, Pyzdry opowiedziały się po stronie króla i przeciw Szwedom. Sprzymierzeńcem Szwedów był z kolei Stanisław Leszczyński (przyszły król Polski), którego wojska, dowodzone przez Jana Grudzińskiego, doszczętnie zniszczyły miasto. Efekt? „W mieście Pyzdrach nie zostało mieszkańców więcej jak trzech, a czwarta Anna Siemińska, wdowa; (…) kościoły i wsie zrabowano, księży i ludzi wieszano, krępowano i zabijano.”

Być może nieszczęścia, które spadły na Pyzdry, to swoista kara za wydarzenia, które miały miejsce zaledwie 5 lat wcześniej. Wtedy to Pyzdry stały się areną procesu o czary, w którym sąd wójtowski „Jego Królewskiej Mości miasta Pyzdr” skazał 4 czarownice „aby były na stosie spalone”. Jedną z nich była Anna Ratajka, która złożyła sensacyjne zeznania, w których przyznała się z do odbywania lotów na Łysą Górę, na dodatek w towarzystwie kobiet, „które to [czyli latać] od dawna umieją”.

Jak łatwo się domyślić po zniszczeniach z wojny północnej niełatwo było się otrząsnąć. Na dodatek wyglądało na to, że karta się odwróciła: dziesięć lat później mieszkańców dopadła morowa zaraza. W 1768 roku wojska rosyjskie ścigające konfederatów barskich doszczętnie spaliły miasto, a następne pożary miały miejsce w roku 1807 i 1814. Po takiej „czarnej serii” nie dziwi fakt, że w 1846 roku Pyzdry utraciły funkcję stolicy powiatu. Dopełnieniem ponurego obrazu niech będzie powiedzenie „goły jak kościół w Pyzdrach” stosowane w grze w karty, które powstało na kanwie losów pyzdrskiego kościoła farnego, który po zniszczeniach w czasie pożarów długo nie mógł doczekać się renowacji.

Łańcuchy i bażanty (Anastazewo, Borzykowo, Łężec)

Granica ustanowiona w 1815 roku po ostatecznej klęsce Napoleona na długie lata podzieliła Wielkopolskę na dwie odmienne części: Poznańskie oraz Kongresówkę. Po odzyskaniu niepodległości dawna granica między zaborami niemal do rozpoczęcia II wojny światowej była linią rozdzielającą województwa łódzkie i kaliskie. W kolejnych latach przebieg dawnej granicy powtarzano przygotowując różne podziały administracyjne – świeckie i kościelne. Obecnie na terenie ziemi słupeckiej dawna granica wyznacza jednocześnie granice obecnych gmin.

Od odzyskania niepodległości minęło już prawie 100 lat, jednak dawna linia graniczna okazała się elementem trwałym nie tylko w sensie administracyjnym, ale również na poziomie mentalnym. Temat zainteresował poznańskiego antropologa Jacka Schmidta, który zajął się badaniem świadomości mieszkańców dawnego pasa przygranicznego na terenie Wielkopolski. Wyniki okazały się frapujące. Okazało się, że niewidzialna granica na Prośnie czy Jeziorze Powidzkim nadal dzieli mieszkańców Wielkopolski. Cały czas żywe są poglądy, według których za Strzałkowem zaczyna się Azja. Naukowcom udało się również odnotować szereg stereotypów dotyczących działalności zawodowej i osiąganych efektów, życia towarzyskiego, życia publicznego czy wyglądu zewnętrznego. Wiele różnic zauważono również w zakresie języka. Jednym z ciekawszych przejawów odrębności ludzi żyjących po obu stronach dawnej granicy są przezwiska. Mieszkańców dawnego Poznańskiego nazywano Bażantami. Nazwę tę wywodzi się od hodowli bażantów – ptaków lub od wiąże się ze skojarzeniem bażanta – ptaka królewskiego, kolorowego, napuszonego, dumnego, z zamożnymi, dumnymi, wręcz pyszałkowatymi mieszkańcami Poznańskiego. Ludzie z dawnej Kongresówki doczekali się z kolei całej grupy przezwisk. Najpopularniejsze okazało się określenie Chadziaje, oznaczające ubogiego chłopa małorolnego. To słowo prawdopodobnie zostało zapożyczone z języka rosyjskiego. Inne określenie pochodzące z tego języka to przezwisko Jebita, które wywodzi się od rosyjskiego przekleństwa („job twoju mać”). Innymi przezwiskami, którymi mieszkańcy Poznańskiego obdarzali swych sąsiadów zza miedzy były: Bosy Antek, Zgojak, Wróbel oraz Skorzec. Na terenie ziemi słupeckiej najpopularniejsze jest jednak bez wątpienia określenie Łańcuch. Tym określeniem obdarzano „tych, którzy mieszkają za (granicznymi) łańcuchami”. Obecnie wiele stereotypów z przeszłości uległo już zatarciu, jednak pewne odrębności pomiędzy mieszkańcami dawnych zaborów są nadal dość wyraźnie widoczne. Wśród obszarów, w których nadal żywe są dawne podziały, uwagę zwracają preferencje wyborcze. Oglądając mapę pokazującą podział głosów pomiędzy najważniejsze partie, linię dawnej granicy zaborów nakreślimy bez trudu.

Madałowe, Misywie i Krzyżowe (pradolina Warty)

Pradolina Warty to obszar pokryty przez liczne starorzecza, smugi i oczka wodne. Mimo, że te formy terenu wydają się dość nietrwałe, jednak istnieją wystarczająco długo, aby zdążyły zyskać miejscowe nazwy. Prowadzenie gospodarki łąkowej, wypas bydła i gęsi na rozległych terenach Warty, wymusiły na tutejszych mieszkańcach stworzenie systemu określeń ułatwiających orientację w terenie i opisujących starorzecza, łąki, wzniesienia wydmowe czy lasy. Dla przybysza odróżnienie poszczególnych starorzeczy czy łąk na pierwszy rzut oka może stwarzać kłopoty, ale miejscowi radzą sobie z tym doskonale. Obecnie na mapach topograficznych nadal możemy znaleźć wiele miejscowych nazw takich, jak Misywie, Madałowe, Krzyżowe, Socznia, Białe Góry czy nawet Płociczne Moczydło. O innych opowiedzą z pewnością starzy mieszkańcy okolicy. Wiele radości daje też przeglądanie map archiwalnych, które pokazują zarówno bogactwo historycznego krajobrazu, jak i dawne zabudowania oraz oczywiście nazwy miejscowości. Bogata kolekcja lokalnych toponimów (nazw geograficznych) pradoliny Warty pomiędzy Koninem, a Pyzdrami ciągle czeka na kompleksowe opracowanie. Zebrania miejscowych nazw okolic Lądku podjął się Stanisław Śmigielski. Wśród zgromadzonych przez niego nazw znaleźć można takie perełki, jak: Raszpina, Polus, Cielętnik, Brzozowiec, a nawet słowo, brzmiące jak wulgaryzm, pochodzące od łacińskiego curvus (krzywy), a oznaczające po prostu zaokrąglony łuk Warty.

Misja Samuela Lindego (Ląd)

Reguła zakonna cystersów wymagała, aby przy fundacji nowej placówki wyposażyć ją w komplet manuskryptów niezbędnych do modlitwy i nabożeństw. Takie były prawdopodobnie początki biblioteki cystersów w Lądzie. Z czasem zbiory się powiększały, ale cały czas była to kolekcja typowej, przeciętnej biblioteki zakonnej. Sytuacja zmieniła się w 2. połowie XVII wieku. Utworzenie w Lądzie szkoły kształcącej kandydatów do klasztoru niejako wymusiło obecność dobrze zaopatrzonej biblioteki. Opaci Jan Zapolski, Mikołaj Antoni Łukomski, Konrad Iłowiecki i Benedykt Lubostowski nie szczędzili sił i środków, aby wzbogacać biblioteczne zbiory. W szczytowym okresie rozwoju katalog lądzkiej biblioteki liczył około 5 tysięcy tytułów. Łacińskie przysłowie mówi jednak: Habent sua fata libelli (mają książki swoje losy). Już około roku 1810 biblioteka w Lądzie w tajemniczych okolicznościach utraciła znaczną część woluminów. Los całego księgozbioru w Lądzie stanął pod znakiem zapytania w 1819 roku, kiedy arcybiskup warszawski Franciszek Skarbek Malczewski pod naciskiem rządu carskiego dokonał kasaty klasztoru. Wobec ujawnionego zagrożenia Rząd Królestwa Polskiego podjął błyskawiczną akcję, wysyłając do Lądu słynnego Samuela Bogumiła Lindego. Słynny językoznawca i bibliotekarz, który przeszedł do historii jako autor pierwszego w dziejach słownika języka polskiego, nie przysłużył się dobrze dla Lądu. Linde, który na miejscu zastał około 5 tysięcy tomów, wywiózł z Lądu ponad 3200 książek i rękopisów, z których większość uległa rozproszeniu. W późniejszym latach tworzenie biblioteki w Lądzie jako żywo przypominało pracę Syzyfa. Zbiory kapucynów po kasacie klasztoru w 1864 roku trafiły między innymi do Kalisza, Poznania i Warszawy. Kres istnienia późniejszej biblioteki Małego Seminarium księży salezjanów położyła II wojna światowa. Na szczęście przetrwała część najcenniejszych tomów, które pomysłowy dyrektor seminarium kazał… zamurować. Po wojnie kolejną bibliotekę tworzono już dla potrzeb Wyższego Seminarium Duchownego Towarzystwa Salezjańskiego. Obecna biblioteka w Lądzie liczy ponad sto tysięcy (sic!) tomów, z czego blisko 300 starodruków. Do najciekawszych należą 2 inkunabuły (jedne z pierwszych druków): De homine Galeottusa, wydany w Bolonii ok. 1474 roku i Epistolae ad familiares Cycerona, wydrukowane w Wenecji po roku 1500. Z dawnej wielkiej cysterskiej książnicy (lub z kręgów bliskich cystersom)w dzisiejszej bibliotece w Lądzie pozostało zaledwie 8 starodruków i 1 rękopis…

Niemy świadek bitwy (Pyzdry)

Powstanie styczniowe na terenie ziemi słupeckiej i konińskiej miało niezwykle burzliwy przebieg. Na tym terenie walczyły oddziały takich dowódców, jak Kazimierz Mielęcki, Pankracy Wodziński czy Francuzi: Emile Faucheux, Emil Faucheux i Ganier d’Abin, którzy stoczyli liczne potyczki z przeważającymi wojskami rosyjskimi. Dla wielu powstańców, nie wyłączając dowódców, udział w tych starciach oznaczał śmierć z bronią w ręku. Jednym z ciekawszych epizodów powstania na tym terenie była bitwa pod Pyzdrami. Wszystko zaczęło się od koncentracji wojsk powstańczych w Pyzdrach, którą przeprowadzono na rozkaz ówczesnego pułkownika (później generała) Edmunda Taczanowskiego w połowie kwietnia 1863 roku. Po dwóch tygodniach względnego spokoju w kierunku Pyzdr ruszyły silne oddziały rosyjskie. Do starcia doszło 29 kwietnia na terenach położonych na wschód od miasta, na lewym brzegu Warty. Siły polskie liczyły około 500 strzelców, 700 kosynierów, 100 jeźdźców i 3 działa-wiwatówki, wzmocnione jeszcze na samym początku bitwy 87-osobowym oddziałem przybyłym ze Słupcy. Siły przeciwnika liczyły około 1500 żołnierzy. Bitwa rozpoczęła się o poranku frontalnym atakiem Rosjan od strony Zagórowa i trwała aż do godziny 15. Szalę zwycięstwa na stronę powstańców przechylił brawurowy atak kosynierów pod dowództwem Ganiera d’Abina. Po bitwie zwycięski oddział triumfalnie wkroczył do Pyzdr.

Radość zwycięstwa została przyćmiona przez niepowodzenia powstańców w innych rejonach. Niebawem oddział Taczanowskiego opuścił Pyzdry. Dalsza droga powstańców wiodła przez Zagórów, Ląd, Golinę, Kazimierz Biskupi, Władysław, Turek i Koło aż do dotkliwej klęski pod Ignacewem, która zakończyła działalność powstańczą Taczanowskiego na ziemi słupeckiej. Świadkiem bitwy pod Pyzdrami była sosna, która według opowieści została przebita kulą armatnią. Na sośnie na znak pamięci zawieszono kapliczkę. Spotykali się pod nią okoliczni mieszkańcy, aby zamanifestować swoje patriotyczne i religijne uczucia. Obok rosła druga sosna, na której podobno wieszano zdrajców. Z czasem obie sosny uschły i zostały ścięte. Fragment powstańczej sosny wraz z kapliczką można dziś oglądać w Muzeum w Pyzdrach. W miejscu, gdzie dawniej rosła powstańcza sosna, postawiono pomnik i posadzono nowe drzewko na znak pamięci o wydarzeniach sprzed prawie 150 lat.

Niepotrzebna ofiara (Pyzdry)

Latem 1918 roku Polska Organizacja Wojskowa z Pyzdr zaplanowała akcję zawładnięcia niemiecką „kasą zakupową”. Celem przedsięwzięcia było zdobycie środków na zakup broni. Wykonanie powierzono jednej z sekcji Polskiej Organizacji Wojskowej pod dowództwem Władysława Pyzdrakiewicza. Napad miał zostać dokonany w miejscowości Szymanowice, gdzie przebywał sprzyjający okupantom urzędnik – Żyd, któremu Niemcy powierzyli środki finansowe. Dla odwrócenia uwagi planowano podpalić sąsiednie zabudowania, a później – wobec paniki i zamieszania, które niechybnie wynikną w obliczu pożaru, zaatakować i szybko wycofać się ze zdobytymi pieniędzmi.

Misterny plan nie doszedł jednak do skutku. Podczas przygotowań w Pyzdrach, jeden z peowiaków na tyle nieostrożnie obchodził się z bronią, że zastrzelił drugiego spiskowca, Franciszka Rypla. Wydarzenie miało miejsce w pobliżu niemieckiej wartowni. Chcąc uniknąć dekonspiracji i zatrzeć ślady ciało ofiary wypadku wrzucono do Warty. Zwłoki odnaleziono później dopiero po kilkunastu tygodniach. Pogrzeb na miejscowym cmentarzu przerodził się w patriotyczną manifestację. Tak oto Franciszek Rypel stał się pierwszym członkiem pyzdrskiego POW, który oddał swoje życie za Ojczyznę.

Nieszczęśliwa inauguracja (Ląd)

Szeroka pradolina Warty, z licznymi korytami meandrującej rzeki i wieloma starorzeczami stanowiła w przeszłości trudną barierę do przebycia. Jednak już od najdawniejszych czasów w trakcie podróży handlowych lub wypraw wojennych, przekraczano pradolinę i samą rzekę. Do przeprawy na drugi brzeg służyły nieliczne mosty, a ponadto brody oraz łodzie. Z czasem na obszarze pradoliny pojawiło się coraz więcej promów. Na mapie Wojskowego Instytutu Geograficznego z 1935 roku widnieje prom w Sługocinie oraz aż 3 przeprawy promowe w Ciążeniu. Prom funkcjonował również w Lądzie. Aby usprawnić przejazd z Lądu do Zagórowa w latach 20. XX wieku rozpoczęto tam budowę mostu. Uroczystość poświęcenia nowego mostu zaplanowano na Święto Piotra i Pawła 29 czerwca 1923 roku. Obecny był m.in. wojewoda łódzki, starosta koniński, urzędnicy powiatowi i miejscowe duchowieństwo. W trakcie mszy świętej przeciążono prom, na którym oprócz wozów z końmi znalazło się zbyt dużo ludzi. W efekcie prom zatonął. Śmierć w wodach Warty poniosła 14-letnia dziewczynka z Oleśnicy.

Nowy most nie przetrwał zbyt długo. W wyniku działań wojennych został zniszczony, a odbudowę przeprowadzono dopiero w 1950 roku. Kolejny most w Lądzie funkcjonował już znacznie dłużej, aż do początku lat 90. XX wieku. Z czasem jego stan techniczny był już tak zły, że podobno autobusy kursowe przejeżdżały przez most bez pasażerów, którzy pieszo przechodzili za autobusem i wsiadali do niego z powrotem po drugiej stronie. Kłopoty skończyły się w 1990 roku, kiedy słupecki Mostostal zbudował nowy, stalowy most, przebiegający na zachód od poprzedniego. Drewnianą konstrukcję rozebrano rok później. Po dawnej przeprawie pozostał urywający się niespodziewanie fragment drogi od strony Zagórowa, a po budowie nowego mostu – parking, na którym rozpoczyna się ścieżka dydaktyczna Ląd – Krzynica.

Pierwszy strzał (Pyzdry)

Okres panowania Ludwika Węgierskiego to dla Wielkopolski czas postępującej anarchizacji i rywalizacji możnowładców. Po śmierci króla konflikt zaostrzył się. Wkrótce doszło do wojny domowej związanej między innymi z sukcesją tronu pomiędzy rodami Grzymalitów (zwolennicy Zygmunta Luksemburskiego) i Nałęczów (stronnicy Siemowita IV). Areną pierwszej konfrontacji zbrojnej były Pyzdry, oblegane w 1383 roku przez wojska Nałęczów. Podczas oblężenia miasta miało miejsce wydarzenie, które na trwałe zapisało się w historii polskiej wojskowości. Słynny kronikarz Janko z Czarnkowa zanotował pierwsze użycie armaty na ziemiach polskich, które spowodowało od razu pierwszą ofiarę śmiertelną takiej broni. Kamienna kula wystrzelona ze spiżowego działa przebijając wrota, zabiła Bogu ducha winnego proboszcza Mikołaja z Biechowa, który nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności znalazł się w pobliżu bramy, a ugodzony celnie „upadł i wkrótce wyzionął ducha”. Z kronikarskiego obowiązku należy dodać, że choć działo nie wystarczyło do zdobycia Pyzdr, to po kilku dniach napastnicy wkroczyli do miasta w wyniku umiejętnie prowadzonych negocjacji.

Podkuwanie… gęsi (Zagórów)

Dolina Warty na wschód od Pyzdr po Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku znalazła się na peryferiach Cesarstwa Rosyjskiego. Rozległa, podmokła pradolina stwarzała dogodne warunki do wypasu bydła i zbioru siana. Najbardziej znaną działalnością na tym terenie była jednak hodowla gęsi. Prowadzono ją w specyficzny sposób: wielotysięczne stada gęsi wiosną wypędzane na nadwarciańskie łąki, do gospodarstwa z powrotem trafiały dopiero późną jesienią. Przez całą cieplejszą część roku gęsi pasły się swobodnie, co w efekcie przynosiło błyszczące pierze i smaczne mięso. Wobec olbrzymiej liczby gęsi nawet rozległe nadwarciańskie pastwiska okazywały się niewystarczające, stąd nieznane gdzie indziej konflikty. Skotarze (zawodowi pasterze, pasący gromadnie bydło; odpowiednik amerykańskich kowbojów) zarzucali gęsiarzom, że ptaki wyjadają im całą trawę i zanieczyszczają ją odchodami. Trzeba było wiele sprytu i dyplomacji, aby uniknąć otwartej wojny. Takimi przymiotami wykazywał się zwłaszcza legendarny zagórowski skotarz Pan Matuszak, który zawsze potrafił znaleźć jakieś kompromisowe rozwiązanie. Do zagród gęsi z łąk spędzano tylko na skubanie pierza, które gromadziło całe rodziny i licznych sąsiadów i stanowiło dogodną okazję do opowiadania różnych historii i wymiany… plotek. Wśród gęsiarzy powstawały również oryginalne rozwiązania ułatwiające hodowlę, z których do najbardziej znanych należy podkuwanie gęsi. Zabieg polegał na przepędzeniu ptaków po rozgrzanej smole, a później po piasku (według niektórych wersji dodatkowo używano jeszcze pierza). Po zastygnięciu powstawały twarde „buciki”, które skutecznie chroniły stopy ptaków przed zranieniem podczas przepędzania ich nieraz na wielokilometrowe odległości (w tych czasach jeszcze nikt nie słyszał o samochodach). Obecnie po ogromnych stadach gęsi w okolicy Zagórowa nie ma już prawie śladu. O tradycjach hodowli przypomina pomnik gęsi na terenie przystani w Lądzie oraz filmy Tadeusza Litowczenki (między innymi Uciec z Zagórowa).

Powstańcza przysięga (Lądek)

Lądkowski Borek to duża zalesiona wydma położona na południe od Lądku w pradolinie Warty. Kiedyś przebiegał przez nią szlak handlowy wiodący z południa, z Kalisza, przekraczający Wartę w okolicach dawnego grodu na Rydlowej Górze i prowadzący w kierunku Torunia (w Lądku szlak ten krzyżował się z innym traktem o przebiegu równoleżnikowym). Świadectwem obecności kupców jest odnalezienie tu skarbu złożonego z arabskich monet – tak zwanych dirhemów. Tutejsze przekazy wspominają, że Lądkowski Borek był miejscem przysięgi powstańców listopadowych i styczniowych. Później przyszły lata I wojny światowej. Na terenie ziemi słupeckiej intensywnie rozwijała się Polska Organizacja Wojskowa – tajna organizacja, której celem była walka z rosyjskim zaborcą. Peowiacy z Zagórowa i okolicy wykorzystywali teren Lądkowskiego Borku, oddalony od siedzib ludzkich, jako dogodne miejsce do ćwiczeń. W roku 1917 (część źródeł podaje rok 1916 lub 1918) członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej z całego IV obwodu słupeckiego (tak zwani czwartacy) zgromadzili się w Lądkowskim Borku na nocne ćwiczenia. Po nich odbyło się nabożeństwo polowe. Po poświęceniu znaczków organizacji, wszyscy obecni złożyli uroczystą przysięgę:

„W pełnej świadomości zasad, celów i charakteru Polskiej Organizacji Wojskowej, wstępując w jej szeregi składam uroczystą przed Bogiem przysięgę, że władzom swoim bezwzględnie posłusznym będę, wszystkie włożone na mnie obowiązki i wszystkie wydane rozkazy z całą gotowością zawsze sumiennie spełniać będę i że wolności Polski wszystkie swe siły, krew i życie poświęcę.”

Peowiacy na ziemi słupeckiej oddali duże zasługi podczas akcji rozbrajania Niemców w końcowej fazie I wojny światowej. Już w wolnej Polsce, około 1932 roku na pamiątkę uroczystej przysięgi na Lądkowskim Borku ustawiono tam kamień pamiątkowy. W czasie II wojny światowej hitlerowcy urządzili sobie na tym terenie wydm poligon artyleryjski, po którym pozostały liczne odłamki pocisków, rozrzucone po całym terenie. Dziś, kiedy od wojny minęło już ponad pół wieku, Lądkowski Borek niemal w całości porósł lasem. O uroczystej przysiędze Peowiaków przypomina krzyż oraz pomnik, przy którym w rocznice odzyskania odległości spotykają się okoliczni mieszkańcy.

Ryby, kluski czy wydmy? (Pyzdry)

Nazwy miejscowości, wód, lasów itd. stanowią często zabytki o starszym rodowodzie od wszelkich materialnych śladów działalności człowieka. Odczytywaniem ich znaczenia zajmuje się nauka zwana toponomastyką (toponimią). Praca naukowców, wyjaśniających pochodzenie i znaczenie miejscowych nazw przypomina czasem niemal pracę detektywa. Wśród nazw geograficznych za najstarsze uważa się nazwy rzek. W czasach, gdy większą część ziem polskich pokrywały rozległe puszcze, rzeki ułatwiały lub wręcz umożliwiały przemieszczanie się, służąc jako najwcześniejsze drogi.

Swojej dużej krętości i meandrowaniu zawdzięcza prawdopodobnie nazwę najważniejsza rzeka regionu. Nazwę Warta naukowcy wywodzą od słowa „wiercić (się)” w znaczeniu „kręcić (się)”. Prosna, choć kojarzy się z „prosem”, to według źródeł historycznych powstała raczej od słowa „przaśny” (czyli niezakwaszony). Meszna powstała od rosnących w jej dolinie mchów, a Wrześnica – od wrzosów.

Jednym z większych wyzwań w dziedzinie toponomastyki było rozszyfrowanie pochodzenia nazwy Pyzdr. Nazwa tego miasta jest unikatowa i niepodobna do żadnej innej nazwy w kraju. W przeszłości była zapisywana na różne sposoby – jako: Pyzder, Pyzdre, Pysdri, Pisdr, Pisdre, Pizdri. Pomysłów na wytłumaczenie nazwy było wiele. Naukowcy próbowali wywodzić nazwę od słów: pizder (po kaszubsku – biedak), pyzdra (rakarz, hycel), puzdro (pudło), pyza (kluska), a nawet od przezwiska o wybitnie ujemnym znaczeniu. Niektórzy wiąże nazwę miasta z rdzeniem py-, pu-, nawiązującym do wydm licznie występujących w pradolinie Warty. Ostatecznie za najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie uznano łacińskie słowo pistrinum (liczba mnoga – pistri), oznaczające młyny, które na Warcie i jej dopływach w okolicy Pyzdr istniały od dawna.

Rydlowa Góra (Ląd)

Około 2 kilometrów na południe od Lądu, na prawym brzegu Warty zobaczyć można niewielkie wzniesienie, porośnięte bujnymi zaroślami, zwane Rydlową Górą. Takie miejsca, wyniesione ponad otaczające tereny podmokłe zwano lenda (od tego słowa naukowcy wywodzą dzisiejszą nazwę Ląd). W obrębie Rydlowej Góry niezorientowani nie znajdą tu nic ciekawego, jednak wprawne oko bez trudu dostrzeże zarys wałów obronnych i ślady fosy. Miejsce to jest bowiem grodziskiem – pozostałością po potężnym grodzie. To tu zaczął się Ląd. Początki grodu według najnowszych badań datuje się na przełom IX i X wieku, a więc czasy przedchrześcijańskie. Założono tam wtedy niewielką warownię o średnicy około 60 metrów. Prawdopodobnie gród był częścią niewielkiej wspólnoty terytorialnej, do której należały też grody w Samarzewie, Raszewach i Spławiu-Wodzisku. Najprawdopodobniej nie byli to jednak wymieniani w źródłach Lędzianie, których siedziby naukowcy lokalizują obecnie raczej na dzisiejszym pograniczu polsko-ukraińskim. Wszystkie powyższe grody zostały spalone jeszcze w pierwszej połowie X wieku, co wiąże się z ekspansją państwa piastowskiego. Gród w Lądzie, ze względu na dogodne położenie, jak jedyny został odbudowany i obsadzony załogą piastowską. Kolejne stulecie przynosi kolejne zniszczenie grodu, którego przyczyny do dziś pozostają tajemnicą. Zniszczony gród został dość szybko odbudowany, zyskując potężne rozmiary (same wały miały 25-30 metrów szerokości). Nastąpił najświetniejszy okres w dziejach grodu, który zyskał prestiżową rangę kasztelanii. Zasięg terenu podległego kasztelanowi w Lądzie przewyższał powierzchnie byłego województwa konińskiego! Dobre czasy zakończyły się w czasie tzw. wojny o Ląd, kiedy w czasie konfliktu książąt dzielnicowych doszło do kolejnego zniszczenia grodu. Tym razem nie został już odbudowany, a jego funkcje przejęły sąsiednie ośrodki w Koninie i Pyzdrach. Sama miejscowość Ląd zaczęła się kształtować wokoło klasztoru cystersów, gdzie znajduje się po dziś dzień.

W minionych latach teren grodziska w Lądzie nie był zarośnięty i użytkowano go rolniczo, co przyczyniło się do zniszczenia stanowiska. Pomimo tego naukowcom udało się odnaleźć ślady grodu, 2 podgrodzi oraz fosy, a także 2 cmentarzysk. O randze grodu świadczą też źródła mówiące o istnieniu tam 2 kościołów: św. Andrzeja i św. Piotra. Dziś pamiątką po grodzie na Rydlowej Górze jest jego replika stojąca przy Ośrodku Edukacji Przyrodniczej w Lądzie. Replika jest wykorzystywana przy okazji odbywających się corocznie Festiwali Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej.

Sól ziemi (Białobrzeg, Trzcianki, Tłoczyzna)

W okolicy Białobrzegu Trzcianek i Tłoczyzny na nadwarciańskich łąkach można spotkać rośliny o „morskich” nazwach, takie jak świbka morska czy mlecznik nadmorski. Skąd takie gatunki w głębi lądu, w odległości ponad 250 kilometrów od Bałtyku?? Odpowiedzi należy szukać w budowie geologicznej tego terenu. W podłożu znajduje się tu struktura, zwana wysadem solnym. Tutejsza sól pochodzi z utworów z okresu permu, a więc geologicznie jest pokrewna ze złożami eksploatowanymi w kopalni w Kłodawie. Gleba o dużej zawartości soli sprzyja występowaniu roślin słonolubnych, charakterystycznych dla terenów nadmorskich.

Wysoka zawartość soli sprawia, że w niektórych okolicznych zbiornikach wodnych woda ma słony smak. Zauważono to już we wczesnym średniowieczu (XII/XIII w.), kiedy miejscowa ludność trudniła się warzelnictwem soli. Jedna z takich warzelni należała do klasztoru cystersów w Lądzie, który otrzymał ją z nadania Mieszka Starego w 1173 roku. Zachowane źródła wspominają nawet o istnieniu osady pod nazwą Sal (łacińskie Sól). Ślady miejscowej średniowiecznej warzelni soli, odkryte przez archeologów, można obecnie oglądać w Muzeum Żup Solnych w Wieliczce. O „soli tej ziemi” przypominają natomiast wciąż lokalne toponimy (nazwy różnych obiektów topograficznych, np. zbiorników wodnych), takie, jak Stara Solnia czy Słone Jeziorko.

Trzydzieści cztery dni Adama Swacha (Ląd, Pyzdry)

Polichromie w klasztorze pocysterskim w Lądzie nad Wartą oraz w dawnym klasztorze franciszkanów (obecnie Muzeum Regionalnym w Pyzdrach) dla wprawnego oka wydadzą się w pewien sposób podobne. Wrażenie jest zupełnie słuszne, ponieważ oba klasztory swoimi pracami przyozdobił Adam Swach. Autor fresków pochodził z Moraw, w 1686 roku wstąpił do zakonu franciszkanów w Poznaniu. Malarskiego fachu uczył się podczas trzyletnich studiów u królewskiego malarza Jerzego Eleutera Siemiginowskiego. Swach zasłynął przede wszystkim jako autor fresków. Jego usługi cieszyły się dużą popularnością. Był niezwykle płodnym artystą – pozostawił po sobie prace w kościołach w Owińskach, Kaliszu, Poznaniu, Szamotułach i Żerkowie. W Pyzdrach namalował cykl 18 fresków przedstawiających epizody z życia świętego Franciszka (na uwagę zasługują nieco ekscentrycznie dziś wyglądające wizerunki zwierząt, w tym słynnego wilka z Gubio). Jeszcze więcej prac pozostawił w opactwie lądzkim. W zabytkowej sieni klasztoru wzrok przyciąga jego praca, przedstawiająca arcybiskupów gnieźnieńskich zasłużonych dla Lądu, z których jeden wywołuje nieodparte skojarzenia z… Lechem Wałęsą. W klasztornych krużgankach z kolei na zlecenie opata Mikołaja Antoniego Łukomskiego przygotował cykl obrazów ilustrujących historię i tradycje zakonu cystersów oraz Lądu. Na szczególne uznanie zasługuje obraz „Rozwój zakonu cystersów”, gdzie autor popisał się wiedzą architektoniczną przedstawiając liczne klasztory cysterskie z ziem polskich. Całą nomen omen paletę swoich możliwości Adam Swach zaprezentował w tzw. Sali Opackiej. W tym pomieszczeniu franciszkanin namalował cykl 35 wizerunków lądzkich opatów oraz portret fundatora klasztoru, Mieszka Starego. Musiał się przy tym wykazać sporą inwencją, ponieważ znał fizjonomie jedynie 3 ostatnich opatów. Nad pocztem opatów lądzkich Adam Swach namalował ogromny fresk, zajmujący całą powierzchnię sufitu. Na fresku przedstawiono ludzi niosących swoje krzyże za Chrystusem do nieba, a po drugiej stronie – dla kontrastu – wyobrażenia grzechów: Zabójstwa, Pychy, Chciwości, Bałwochwalstwa i Pijaństwa. Niebagatelne zadanie namalowania omawianego fresku Swach zamierzał zrealizować przez taki czas, w jakim żył Jezus Chrystus. Ponieważ pięćdziesięcioczteroletni autor nie był pewien, czy dożyje osiemdziesiątki, więc postanowił zamienić lata na dni i z całą robotą uwinąć się w nieco ponad miesiąc. Jak pomyślał, tak zrobił, choć ostatecznie malował przez 34 dni, (czyli o 1 dzień za długo). Mimo wszystko jednak wyczyn Swacha zasługuje ze wszech miar na uznanie, zatem wybaczmy mu brak skromności, który pozwolił mu umieścić na fresku swój autoportret.

Wielka Pętla Wielkopolski (Ląd, Dłusk, Pyzdry)

Wielka Pętla (Wodna) Wielkopolski to nazwa szlaku wodnego obejmującego Wartę, Noteć, Kanał Górnonotecki, jezioro Gopło i kanał Warta-Gopło (zwany też Kanałem Ślesińskim). Idea połączenia Wisły z Notecią i Wartą pojawia się już w źródłach z XVI wieku. Realizacji tej idei podjął się król Prus Fryderyk II Wilhelm, który wydał rozkaz budowy Kanału Bydgoskiego. Budowa tego kanału pociągnęła za sobą później następną inwestycją hydrotechniczną: przekop pomiędzy Górną Notecią, a Kanałem Bydgoskim. Kolejnym krokiem było stworzenie wodnego połączenia między Wartą i jeziorem Gopło. Ostatnim etapem tworzenia szlaku były prace regulacyjne, przeprowadzone na Górnej Noteci. Zakończenie prac w 1882 roku traktować można zatem jako początek funkcjonowania Pętli.

Żegluga śródlądowa, przez lata dość zaniedbana, w ostatnich latach wraca do łask. Obecnie szansą na rozwój największego szlaku wodnego regionu jest turystyka. Gminy leżące nad Notecią podjęły intensywną współpracę w celu ochrony walorów przyrodniczych i kulturowych doliny Noteci oraz promocję turystyki wodnej. Na trasie Pętli systematycznie powstają coraz nowe przystanie. Na ziemi słupeckiej takie przystanie znajdują się w Lądzie i w Pyzdrach. Przystanie (mariny) pozwalają na wodowanie kajaków i żaglówek, zapewniają też podstawową obsługę wodniaków. Dalsze plany odnośnie Pętli przewidują oznakowanie całego szlaku oraz budowę kolejnych marin tak, aby docelowo można było pokonywać kajakiem dzienne odcinki od przystani do przystani.

Wsiąść do pociągu byle jakiego (Anastazewo, Powidz, Pyzdry, Zagórów)

Druga połowa XIX i pierwsza połowa XX wieku to okres intensywnego rozwoju kolei wąskotorowej. Na ziemi słupeckiej wąskotorówka pojawiła się po raz pierwszy w 1896 roku, kiedy otwarto linię z Gniezna do Powidza. Dwa lata później połączenie z Wrześnią zyskało Borzykowo. Z czasem Wrzesińską Kolej Powiatową przedłużono do Pyzdr, a Gnieźnieńską Kolej Dojazdową – do Anastazewa. Linia kolejowa połączyła również Jarocin z Zagórowem. Kolejki wąskotorowe na początku obsługiwały przede wszystkim ruch towarowy, związany z transportem płodów rolnych do zakładów przetwórczych, np. elektrowni i gorzelni. Dla wielu miejscowości, często położonych peryferyjnie w stosunku do głównych szlaków komunikacyjnych (np. dla Zagórowa), kolej wąskotorowa stanowiła swoiste „okno na świat”, ustanawiając połączenia pasażerskie z ogólnopolską siecią kolejową. W czasie I i II wojny światowej kolejki były chętnie wykorzystywane przez Niemców, którzy wykorzystywali je między innymi do transportu wojsk czy przewozu darniowej rudy żelaza. Wrzesińska Kolej Powiatowa w czasie wojny zyskała niemieckiego zarządcę, jednak załoga nadal składała się z Polaków. Jeden z nich – Alfred Malcher – skonstruował własnoręcznie radio, co w owym czasie w razie wpadki groziło śmiercią. Podjęte ryzyko nie opłaciło się: został aresztowany i jego życie zawisło na włosku. W trudnej chwili z pomocą przyszli przyjaciele, skłaniając jednego z Niemców do wyznania, że skazaniec jest absolutnie niezbędny do prawidłowego funkcjonowania linii. Ostatecznie starania zakończyły się sukcesem. Kolejki w przeszłości miały swoje okresy prosperity, kiedy – jak na przykład Jarocińska Powiatowa Kolej Dojazdowa w latach 60. XX wieku – woziły środki produkcji dla rolnictwa, węgiel, materiały budowlane, płody rolne drewno i towary produkowane przez miejscowy przemysł. Z czasem rola kolejek wąskotorowych maleje i powoli znikają z krajobrazu. W ostatnich latach szansą na ich przetrwanie stała się turystyka. Tę szansę wykorzystała Gnieźnieńska Kolej Dojazdowa, która w letnie weekendy nadal wozi pasażerów z Gniezna do Anastazewa. Warto wybrać się na taką wycieczkę, z okien nieśpiesznie jadącego pociągu podziwiając piękne tereny Powidzkiego Parku Krajobrazowego. Duże wrażenie robi przejazd pociągiem przez pełną wczasowiczów plażę w Przybrodzinie. Stacja końcowa w Anastazewie pozwala z kolei obejrzeć poczuć klimat dawnego posterunku granicznego między zaborami.

Zielona granica (Borzykowo, Pyzdry)

Po przesunięciu granicy między zaborcami w 1815 roku ziemia słupecka znalazła się w przygranicznym rejonie zaboru rosyjskiego. Rozpoczyna się okres względnej dobrobytu. Ziemie w dolinie Warty swój rozwój zawdzięczają teraz przede wszystkim kontrabandzie. Przez zieloną granicę, wykorzystując nieuwagę strażników lub wręcz proponując im odpowiednią łapówkę, przemycano do Prus stada bydła i gęsi, płody rolne, beczki spirytusu i wódki. W drugą stronę wędrowały towary wysokoprzetworzone: lekarstwa, narzędzia, artykuły przemysłowe. W okolicznych miejscowościach powstawały „dziuple” i „meliny”, gdzie przechowywano towar, czekając na dogodną okazję do działania. Powstawały też spółki, których specjalizowały się w legalizacji „trefnych” towarów. Przygraniczne położenie miało również istotne znaczenie w sprawach wojskowych. W trakcie powstań do Królestwa z Prus przekradali się ochotnicy, wędrowała broń, opatrunki i pieniądze. Po niepowodzeniach polskich zrywów niepodległościowych byli powstańcy ukrywali się w Pyzdrach lub innych miejscowościach przygranicznych, aby w razie zagrożenia „prysnąć” do sąsiada. Inną motywację mieli młodzi uciekinierzy z zaboru pruskiego. Ci z kolei nie mieli najmniejszego zamiaru przeznaczać najpiękniejszych kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu lat życia na służbę wojskową w służbie pruskiego króla. Przemytniczy eldorado brutalnie przerwała wojna. Po wojnie i zwycięskim powstaniu wielkopolskim granica z Niemcami została przesunięta na zachód. Wywołało to ponoć reakcję pyzdrskich rajców. Podjęli oni uchwałę, w której wyrażając radość z odzyskania niepodległości, zaapelowali o pozostawienie granicy w jej dawnym miejscu.

Zimowa bitwa (Anastazewo, Ostrowite)

Decyzje Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku miały doniosły wpływ na polityczny kształt Europy przez długi czas. Nowa granica pomiędzy Prusami, a Rosją podzieliła dotychczas jednolitą Wielkopolskę na 2 części. Na terenie północnej części ziemi słupeckiej granica przebiegała przez Jezioro Powidzkie. Pojawienie się granicy spowodowało rozliczne trudności. Nie można było swobodnie podróżować ani przewozić towarów kupionych po drugiej stronie. Wizyta u sąsiada mieszkającego niedaleko, ale już po drugiej stronie kordonu granicznego, wymagała niekiedy nadłożenia kilku kilometrów. Bliskość granicy oprócz uciążliwości, stwarzała również niebagatelną okazję do wzbogacenia się. Źródłem szybkiego zarobku mógł być legalny handel, ale prawdziwe pieniądze czekały na przemytników. Ich działalność nie była uważana za rzecz naganną. Wręcz przeciwnie – przemyt stawał się niemal przejawem patriotyzmu. Jednym z miejsc spotkań osób trudniących się przemytem była karczma w Ostrowitem. W budynku, który znajduje się naprzeciw kościoła właściciel napełniał okowitą (bimbrem) drewniane płaskie beczułki. Silny chłop był w stanie unieść 40 litrów, słabsi zadowalali się połową. Trasa nie była łatwa: po przejściu kilku kilometrów trzeba było jeszcze przepłynąć Jezioro Powidzkie. Niektórzy później szli jeszcze do oddalonego o kolejne 10 kilometrów Mielżyna, gdzie można było sprzedać towar z największą „przebitką”.

Mieszkańcy miejscowości po obu stronach granicy, choć obdarzali się złośliwymi przezwiskami, w obliczu zaborców potrafili funkcjonować w znośnej koegzystencji. Czasem dochodziło między nimi do małych sporów („spierek”) o to, „który z ich ‘miłościwie panujących’ jest większym wrogiem, ale w końcu godzili się na to, że obaj są diabła warci”. Zgodne współżycie mieszkańców 2 zaborów zostało poddane próbie zimą 1870 roku. Pewien dziedzic ze wschodniej strony Jeziora Powidzkiego, wykorzystując gorzałkę, podburzył chłopów i rosyjskich żandarmów przeciwko rybakowi z Powidza, który łowił ryby w przerębli. Zamarznięte jezioro stało się polem regularnej bijatyki, zakończonej bez wyraźnego zwycięstwa. Lodowa bitwa pociągnęła za sobą jedną ofiarę śmiertelną (po stronie poddanych cara), a prowodyr zamieszania długo jeszcze musiał łagodzić całą sprawę.

Opracowanie: Piotr Basiński

kcja „Barka” (Zagórów)[1][2]

W trakcie I wojny światowej niemieccy okupanci wykorzystywali Wartę do transportu płodów rolnych, siłą odbieranych okolicznej ludności Transport odbywał się na pokładzie barki, zwanej szkutą lub berlinką mniej więcej co 2 tygodnie. Nikczemna działalność Niemców była solą w oku dla członków rosnącej w siłę miejscowej Polskiej Organizacji Wojskowej. We wrześniu komendant POW Z Zagórowa Karol Rychliński wydał rozkaz uszkodzenia barki. W akcji przeprowadzonej nocą 8 listopada 1918 roku wzięło udział 10 peowiaków. Napastnicy wdarli się na barkę zacumowaną przy drodze Zagórów-Ląd i strzeżoną przez 2 Niemców, podobno braci. Wywiązała się walka, w wyniku której jeden z Niemców został zastrzelony, a drugi ranny – wskoczył do wody (według innych relacji został wrzucony) i zdołał się uratować. Tymczasem jeden z napastników, z zawodu cieśla, sprawnie wywiercił dziury w dnie barki, która zaczęła nabierać wody i wkrótce zatonęła.

Następnego dnia okazało się, że ocalały Niemiec zdołał dotrzeć do władz i opowiedzieć o przebiegu całego zajścia. W ciemności nocy zdołał rozpoznać jednego z uczestników napadu, Feliksa Molskiego, który miał sztywną nogę. Molskiego aresztowano i wraz z innym peowiakiem pod silną eskortą przewieziono do Konina. Plany odbicia więźniów, zatwierdzone przez komendanta Obwodu Władysława Grzeszczaka – „Drogomira” spaliły na panewce. Aresztowanych od śmierci uchronił fakt, iż już po 2 dniach I wojna światowa dobiegła końca.

Tragiczny epilog tego zdarzenia miał miejsce po 21 latach. Po wkroczeniu wojsk hitlerowskich brat zabitego Niemca wraz z żandarmami prowadził dochodzenie, w wyniku którego 6 uczestników napadu zostało aresztowanych. Poddano ich brutalnemu śledztwu, a następnie, wraz z czterema innymi aresztowanymi, 22 listopada 1939 roku o zmroku wywieziono do lasu pod wsią Grabina. Tam Karol Rychliński „Karolak”, Franciszek Pluciński „Olcha”, Jan Kmieciak „Wybisz”, Feliks Molski „Polanecki”, Antoni Płócienniczak „Topól” i Stanisław Budaszewski „Słonimski” zostali zamordowani przy użyciu szpadli i siekier.

Bezpieczne loty (Ostrowite)[3]

Przy wjeździe do Ostrowitego od południa stoi charakterystyczna metalowa wieża. Nie jest to – jak uważają niektórzy – punkt obserwacyjny miejscowych strażaków. Przyczyn jej powstania należy szukać w burzliwym rozwoju lotnictwa cywilnego, który nastąpił w latach 30. ubiegłego wieku. Ówczesne urządzenia nawigacyjne pozostawiały wiele do życzenia – nie nadeszły jeszcze czasy radarów ani urządzeń radiolokacji. W dzień można było jeszcze użyć radia, natomiast największych problemów przysparzały loty nocne. Aby umożliwić bezpieczne przeloty w porze nocnej, na trasie od granicy polsko – niemieckiej w okolicy Zbąszynia aż do Warszawy zbudowano cały szereg wież, będących odpowiednikami latarni morskich na lądzie. Na zachód od Ostrowitego taka wieża znajdowała się w okolicy Nekli, w stronę Warszawy kolejnej należało szukać w Lubstowie. Na szczycie wieży zamontowany był ruchomy reflektor zasilany stojącym obok wieży agregatem prądotwórczym. Podobno dla ułatwienia nawigacji każda z wież miała swój własny, unikatowy sposób wysyłania sygnałów świetlnych. Obecnie nie ma już reflektora i budyneczku z agregatem prądotwórczym (prawdopodobnie zdemontowali je Niemcy). Pozostała wieża, stanowiąca unikatowy zabytek techniki na skalę regionu, a nawet kraju.

Biskupi i masoni (Ciążeń)

Miejscowość Ciążeń, malowniczo położona na nadwarciańskiej skarpie, od czasów średniowiecza stanowiła własność biskupów poznańskich. Prawdopodobnie rezydencja biskupia znajdowała się tu już w XIII wieku. W kolejnych latach dostojnicy kościelni stopniowo rozbudowywali i przebudowywali swoją siedzibę. Jednocześnie biskupi dbali o rozwój posiadłości nazywanych kluczem ciążeńskim, w skład którego wchodziły miejscowości od Ślesina i Kosewa przez Młodojewo i Słupcę aż po Wólkę. Oprócz szybko rozwijającej się Słupcy, również w Ciążeniu usiłowano założyć miasto, jednak próby te wobec konkurencji ze strony Pyzdr spaliły na panewce. Początkowo w Ciążeniu powstał dwór o charakterze obronnym. Na początku XVI wieku przez 2 lata przebywał tam Andrzej Krzycki – niezwykle ciekawa postać: poeta i humanista (mecenas Klemensa Janickiego), arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski, sekretarz królowej Bony, członek „Towarzystwa ożralców i opilców” na dworze króla Zygmunta Starego. Rezydencja obronna w Ciążeniu istniała prawdopodobnie aż do XVIII wieku. Wtedy to biskup Jan Tarło wzniósł nową siedzibę swojej letniej rezydencji – niewysoki pałac. Prawdziwy rozmach inwestycyjny cechował jego następcę – biskupa Teodora Czartoryskiego, który rozpoczął budowę okazałego rokokowego pałacu (dokończoną już po jego śmierci na początku XIX wieku). Wokół założono wspaniały park (na osi droga – pałac – Warta – o charakterze francuskim, w pozostałej części – angielski). Z pewnością niejeden chciałby się znaleźć na dworze biskupa Czartoryskiego, gdzie – według relacji Jędrzeja Kitowicza – panowały następujące zwyczaje:

„Książę Czartoryski, biskup poznański, chował dwór znaczny i żołnierza nadwornego, przy tym wyborną kapelę. Ci wszyscy lokowani byli we wsi Ciążeniu przy pałacu wspaniałym z oficynami i ogrodem, rezydencji biskupów poznańskich. Marszałkowi jego nazwiskiem Cedrowskiemu, służył ten dwór cały, kuchnia piwnica i kapela obowiązana dwa razy w tydzień grać koncerta do stołu, dla egzercytacyi i tańce zawsze, wiele razy marszałek chciał bądź domowych, bądź gości zabawić tańcem. Dworzanie, tak respektowi jakoteż służący nie mieli żadnej powinności, jak tylko usieść do stołu i najadłszy się, bawić czem się któremu podobało.”

W 1818 roku, niedługo po wykończeniu pałacu, został odebrany przez władze carskie ówczesnym właścicielom i przekazany hrabiemu Wacławowi Gutakowskiemu. Później pałac przechodził zmienne koleje losu. Obecnie mieści się tu Dom Pracy Twórczej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Poznańska uczelnia opiekuje się również ciążeńskim parkiem. Pomimo, że Ciążeń historycznie nie miał żadnych związków z masonerią, w latach 70. XX wieku do pałacu przeniesiono kolekcję zbiorów masońskich, które w trakcie zawieruchy powojennej odnaleziono w 1945 roku w Sławie Śląskiej. Zbiór masoników zawiera woluminy z bibliotek lóż wolnomularskich ze Śląska i Pomorza. Są to głównie publikacje w języku niemieckim oraz francuskim i angielskim. Kolekcja liczy około 80 tysięcy woluminów i jest jedną z trzech największych i najważniejszych w Europie.

Chłopskie powstanie (Królików, Ląd)[4][5][6]

Pierwsza połowa XVII wieku to w Wielkopolsce czas kryzysu ekonomicznego. Upadek gospodarczy dotyczy zarówno miast, jak i terenów wiejskich. Zmniejsza się liczba mieszkańców miast, spada produkcja rolna, wiele gospodarstw pustoszeje. Zwiększa się wyzysk feudalny, rosną powinności chłopów. To wszystko rodzi niezadowolenie społeczne, zwłaszcza wśród chłopów, które łatwo może się przerodzić w otwarty bunt. Inspiracją dla wielkopolskich chłopów staje się powstanie Chmielnickiego (opisywane przez Sienkiewicza na kartach „Ogniem i mieczem”), które wybucha na Ukrainie w 1648 roku. Emisariusze Chmielnickiego rozjeżdżają się po całej Polsce, organizując chłopskie powstania. Działalność agitatorów trafia na szczególnie podatny grunt w dobrach zakonu cystersów z Lądu. Ówczesny opat klasztorny Jan Zapolski rozpoczął właśnie budowę nowego barokowego kościoła w miejsce poprzedniej świątyni, powstałej w stylu gotyckim. Realizacja tak dużej inwestycji pociągnęła za sobą dodatkowe ciężary i daniny dla chłopów zamieszkujących dobra lądzkie. Nie dziwi zatem fakt, że organizatorzy powstania w regionie wyznaczyli punkt zborny powstańców we wsiach na prawym brzegu Warty należących do klasztoru w Lądzie – w Ciążeniu, Kowalewie, Jaroszynie, Lądku i Woli Lądzkiej. Wybuch powstania przygotowano na czas, gdy szlachta w ramach pospolitego ruszenia wyruszy na wojnę na wschód. Plany zostały pokrzyżowane z chwilą aresztowania jednego z buntowników, niejakiego Kułakowskiego, który odesłany do Kalisza i poddany torturom, wnet „wyśpiewał” całą swoją wiedzę na temat planów buntu. Wobec powyższego pozostali przywódcy buntu zmienili taktykę i na miejsce koncentracji wybrali umocniony obóz koło Królikowa. Przybyło tam, według różnych relacji, od 800 do 2000 osób. Tymczasem nad ich głowami zaczęły się zbierać czarne chmury. Opat Jan Zapolski korzystając z przysłanych mu na pomoc 200 żołnierzy biskupa poznańskiego Floriana Czartoryskiego oraz liczącego 300 dragonów oddziału królewskiego brata, Karola Ferdynanda Wazy, zorganizował wyprawę przeciw buntownikom. Do zbrojnego starcia doszło 24 czerwca 1651 roku. Wojska Zapolskiego doszczętnie rozbiły obóz zaskoczonych buntowników. Czterej przywódcy zostali ujęci, a następnie straceni. Największe powstanie chłopskie w dziejach Wielkopolski przestało istnieć.

Dobra marka (Ląd)

Ferrari to marka budząca uznanie wśród miłośników motoryzacji. Podobne wrażenia wywołuje to słowo wśród znawców architektury, którzy nie zachwycają się jednak szybkimi samochodami, ale niejakim Pompeo Ferrarim – słynnym architektem. Ferrari był Włochem, jednym z najwybitniejszych architektów późnego baroku. Na ziemiach polskich działał głównie w obrębie Wielkopolski. Jego pierwszym zleceniodawcą był Stanisław Leszczyński – późniejszy król, na zlecenie którego przebudował pałac w Rydzynie. Jako niezwykle pracowity człowiek, pozostawił po sobie liczne wspaniałe obiekty architektoniczne, między innymi kościoły w Obrzycku, Owińskach i Osiecznej. W Świętej Górze pod Gostyniem wzniósł replikę weneckiego kościoła Santa Maria della Salute z potężną kopułą. Doświadczenia ze Świętej Góry wykorzystał w Lądzie, gdzie zbudował zachodnią część kościoła z dwiema kopułami – tak zwaną małą (umieszczoną na skrzyżowaniu naw; kopuła pozorna, czyli nie widoczna z zewnątrz) oraz tak zwaną dużą (wysoką na 38 metrów). W swojej pracy w Lądzie na zlecenie światłego opata, wielkiego mecenasa sztuki Mikołaja Antoniego Łukowskiego, Ferrari poza kościołem pracował także nad przebudową piętra klasztoru (wraz z piękną Salą Opacką).

Kapelan (Ląd)[7][8]

Po wybuchu powstania styczniowego Rząd Narodowy przysłał do Lądu swojego emisariusza w osobie ojca Maksymiliana Tarejwo. Kapucyn zasłynął już wcześniej jako gorący patriota, obrońca więźniów politycznych, sprzymierzeniec ruchów spiskowych. Klasztor w Lądzie w okresie powstania stanowił ważny punkt na trasie kurierów, łączników i przerzutu broni. Ojciec Tarejwo, który został powstańczym kapelanem w oddziale Taczanowskiego (pod pseudonimem „Dąb” oraz „Piorun”) głosił płomienne kazania, zagrzewał do walki, spowiadał i błogosławił walczących Polaków. Po odniesieniu rany w słynnej bitwie pod Ignacewem leczył się u jezuitów w Śremie, a później przez długi czas ukrywał się w Lądzie. Według opowieści przebywał w maleńkiej celi na poddaszu, do której można się było dostać tylko przez wielką szafę, znajdującą się w zakrystii. Rosjanie wielokrotnie kontrolowali klasztor, jednak dobrze ukryty Tarejwo pozostał bezpieczny. Szczęście opuściło go w nocy z 27 na 28 czerwca 1884 roku, kiedy to został aresztowany. Sprawcą nieszczęścia według miejscowej opowieści miał być zakrystianin Wawrzyniec, który spojony gorzałką, wyjawił kryjówkę kapelana. Aresztowanego kapucyna przewieziono do Konina, gdzie 19 lipca 1864 roku został stracony przez powieszenie. Ulica w miejscu jego stracenia nosi obecnie nazwę Wału Tarejwy.

Kary za czary? (Pyzdry)[9][10]

Zacne miasto Pyzdry od czasów średniowiecza było jednym z najważniejszych ośrodków miejskich w Wielkopolsce. Oczywiście zdarzały się lepsze (lokacja i liczne przywileje królewskie) i gorsze (najazd krzyżacki) momenty, ale miasto cały czas pozostawało na drodze rozwoju. Sytuacja uległa całkowitej zmianie w 1704 roku. W czasie wojny północnej, w którą wplątał Polskę król August II Mocny, Pyzdry opowiedziały się po stronie króla i przeciw Szwedom. Sprzymierzeńcem Szwedów był z kolei Stanisław Leszczyński (przyszły król Polski), którego wojska, dowodzone przez Jana Grudzińskiego, doszczętnie zniszczyły miasto. Efekt? „W mieście Pyzdrach nie zostało mieszkańców więcej jak trzech, a czwarta Anna Siemińska, wdowa; (…) kościoły i wsie zrabowano, księży i ludzi wieszano, krępowano i zabijano.”

Być może nieszczęścia, które spadły na Pyzdry, to swoista kara za wydarzenia, które miały miejsce zaledwie 5 lat wcześniej. Wtedy to Pyzdry stały się areną procesu o czary, w którym sąd wójtowski „Jego Królewskiej Mości miasta Pyzdr” skazał 4 czarownice „aby były na stosie spalone”. Jedną z nich była Anna Ratajka, która złożyła sensacyjne zeznania, w których przyznała się z do odbywania lotów na Łysą Górę, na dodatek w towarzystwie kobiet, „które to [czyli latać] od dawna umieją”.

Jak łatwo się domyślić po zniszczeniach z wojny północnej niełatwo było się otrząsnąć. Na dodatek wyglądało na to, że karta się odwróciła: dziesięć lat później mieszkańców dopadła morowa zaraza. W 1768 roku wojska rosyjskie ścigające konfederatów barskich doszczętnie spaliły miasto, a następne pożary miały miejsce w roku 1807 i 1814. Po takiej „czarnej serii” nie dziwi fakt, że w 1846 roku Pyzdry utraciły funkcję stolicy powiatu. Dopełnieniem ponurego obrazu niech będzie powiedzenie „goły jak kościół w Pyzdrach” stosowane w grze w karty, które powstało na kanwie losów pyzdrskiego kościoła farnego, który po zniszczeniach w czasie pożarów długo nie mógł doczekać się renowacji.

Łańcuchy i bażanty (Anastazewo, Borzykowo, Łężec)

Granica ustanowiona w 1815 roku po ostatecznej klęsce Napoleona na długie lata podzieliła Wielkopolskę na dwie odmienne części: Poznańskie oraz Kongresówkę. Po odzyskaniu niepodległości dawna granica między zaborami niemal do rozpoczęcia II wojny światowej była linią rozdzielającą województwa łódzkie i kaliskie. W kolejnych latach przebieg dawnej granicy powtarzano przygotowując różne podziały administracyjne – świeckie i kościelne. Obecnie na terenie ziemi słupeckiej dawna granica wyznacza jednocześnie granice obecnych gmin.

Od odzyskania niepodległości minęło już prawie 100 lat, jednak dawna linia graniczna okazała się elementem trwałym nie tylko w sensie administracyjnym, ale również na poziomie mentalnym. Temat zainteresował poznańskiego antropologa Jacka Schmidta, który zajął się badaniem świadomości mieszkańców dawnego pasa przygranicznego na terenie Wielkopolski. Wyniki okazały się frapujące. Okazało się, że niewidzialna granica na Prośnie czy Jeziorze Powidzkim nadal dzieli mieszkańców Wielkopolski. Cały czas żywe są poglądy, według których za Strzałkowem zaczyna się Azja. Naukowcom udało się również odnotować szereg stereotypów dotyczących działalności zawodowej i osiąganych efektów, życia towarzyskiego, życia publicznego czy wyglądu zewnętrznego. Wiele różnic zauważono również w zakresie języka. Jednym z ciekawszych przejawów odrębności ludzi żyjących po obu stronach dawnej granicy są przezwiska. Mieszkańców dawnego Poznańskiego nazywano Bażantami. Nazwę tę wywodzi się od hodowli bażantów – ptaków lub od wiąże się ze skojarzeniem bażanta – ptaka królewskiego, kolorowego, napuszonego, dumnego, z zamożnymi, dumnymi, wręcz pyszałkowatymi mieszkańcami Poznańskiego. Ludzie z dawnej Kongresówki doczekali się z kolei całej grupy przezwisk. Najpopularniejsze okazało się określenie Chadziaje, oznaczające ubogiego chłopa małorolnego. To słowo prawdopodobnie zostało zapożyczone z języka rosyjskiego. Inne określenie pochodzące z tego języka to przezwisko Jebita, które wywodzi się od rosyjskiego przekleństwa („job twoju mać”). Innymi przezwiskami, którymi mieszkańcy Poznańskiego obdarzali swych sąsiadów zza miedzy były: Bosy Antek, Zgojak, Wróbel oraz Skorzec. Na terenie ziemi słupeckiej najpopularniejsze jest jednak bez wątpienia określenie Łańcuch. Tym określeniem obdarzano „tych, którzy mieszkają za (granicznymi) łańcuchami”. Obecnie wiele stereotypów z przeszłości uległo już zatarciu, jednak pewne odrębności pomiędzy mieszkańcami dawnych zaborów są nadal dość wyraźnie widoczne. Wśród obszarów, w których nadal żywe są dawne podziały, uwagę zwracają preferencje wyborcze. Oglądając mapę pokazującą podział głosów pomiędzy najważniejsze partie, linię dawnej granicy zaborów nakreślimy bez trudu.

Madałowe, Misywie i Krzyżowe (pradolina Warty)

Pradolina Warty to obszar pokryty przez liczne starorzecza, smugi i oczka wodne. Mimo, że te formy terenu wydają się dość nietrwałe, jednak istnieją wystarczająco długo, aby zdążyły zyskać miejscowe nazwy. Prowadzenie gospodarki łąkowej, wypas bydła i gęsi na rozległych terenach Warty, wymusiły na tutejszych mieszkańcach stworzenie systemu określeń ułatwiających orientację w terenie i opisujących starorzecza, łąki, wzniesienia wydmowe czy lasy. Dla przybysza odróżnienie poszczególnych starorzeczy czy łąk na pierwszy rzut oka może stwarzać kłopoty, ale miejscowi radzą sobie z tym doskonale. Obecnie na mapach topograficznych nadal możemy znaleźć wiele miejscowych nazw takich, jak Misywie, Madałowe, Krzyżowe, Socznia, Białe Góry czy nawet Płociczne Moczydło. O innych opowiedzą z pewnością starzy mieszkańcy okolicy. Wiele radości daje też przeglądanie map archiwalnych, które pokazują zarówno bogactwo historycznego krajobrazu, jak i dawne zabudowania oraz oczywiście nazwy miejscowości. Bogata kolekcja lokalnych toponimów (nazw geograficznych) pradoliny Warty pomiędzy Koninem, a Pyzdrami ciągle czeka na kompleksowe opracowanie. Zebrania miejscowych nazw okolic Lądku podjął się Stanisław Śmigielski. Wśród zgromadzonych przez niego nazw znaleźć można takie perełki, jak: Raszpina, Polus, Cielętnik, Brzozowiec, a nawet słowo, brzmiące jak wulgaryzm, pochodzące od łacińskiego curvus (krzywy), a oznaczające po prostu zaokrąglony łuk Warty.

Misja Samuela Lindego (Ląd)[11][12]

Reguła zakonna cystersów wymagała, aby przy fundacji nowej placówki wyposażyć ją w komplet manuskryptów niezbędnych do modlitwy i nabożeństw. Takie były prawdopodobnie początki biblioteki cystersów w Lądzie. Z czasem zbiory się powiększały, ale cały czas była to kolekcja typowej, przeciętnej biblioteki zakonnej. Sytuacja zmieniła się w 2. połowie XVII wieku. Utworzenie w Lądzie szkoły kształcącej kandydatów do klasztoru niejako wymusiło obecność dobrze zaopatrzonej biblioteki. Opaci Jan Zapolski, Mikołaj Antoni Łukomski, Konrad Iłowiecki i Benedykt Lubostowski nie szczędzili sił i środków, aby wzbogacać biblioteczne zbiory. W szczytowym okresie rozwoju katalog lądzkiej biblioteki liczył około 5 tysięcy tytułów. Łacińskie przysłowie mówi jednak: Habent sua fata libelli (mają książki swoje losy). Już około roku 1810 biblioteka w Lądzie w tajemniczych okolicznościach utraciła znaczną część woluminów. Los całego księgozbioru w Lądzie stanął pod znakiem zapytania w 1819 roku, kiedy arcybiskup warszawski Franciszek Skarbek Malczewski pod naciskiem rządu carskiego dokonał kasaty klasztoru. Wobec ujawnionego zagrożenia Rząd Królestwa Polskiego podjął błyskawiczną akcję, wysyłając do Lądu słynnego Samuela Bogumiła Lindego. Słynny językoznawca i bibliotekarz, który przeszedł do historii jako autor pierwszego w dziejach słownika języka polskiego, nie przysłużył się dobrze dla Lądu. Linde, który na miejscu zastał około 5 tysięcy tomów, wywiózł z Lądu ponad 3200 książek i rękopisów, z których większość uległa rozproszeniu. W późniejszym latach tworzenie biblioteki w Lądzie jako żywo przypominało pracę Syzyfa. Zbiory kapucynów po kasacie klasztoru w 1864 roku trafiły między innymi do Kalisza, Poznania i Warszawy. Kres istnienia późniejszej biblioteki Małego Seminarium księży salezjanów położyła II wojna światowa. Na szczęście przetrwała część najcenniejszych tomów, które pomysłowy dyrektor seminarium kazał… zamurować. Po wojnie kolejną bibliotekę tworzono już dla potrzeb Wyższego Seminarium Duchownego Towarzystwa Salezjańskiego. Obecna biblioteka w Lądzie liczy ponad sto tysięcy (sic!) tomów, z czego blisko 300 starodruków. Do najciekawszych należą 2 inkunabuły (jedne z pierwszych druków): De homine Galeottusa, wydany w Bolonii ok. 1474 roku i Epistolae ad familiares Cycerona, wydrukowane w Wenecji po roku 1500. Z dawnej wielkiej cysterskiej książnicy (lub z kręgów bliskich cystersom)w dzisiejszej bibliotece w Lądzie pozostało zaledwie 8 starodruków i 1 rękopis…

Niepotrzebna ofiara (Pyzdry)[13]

Latem 1918 roku Polska Organizacja Wojskowa z Pyzdr zaplanowała akcję zawładnięcia niemiecką „kasą zakupową”. Celem przedsięwzięcia było zdobycie środków na zakup broni. Wykonanie powierzono jednej z sekcji Polskiej Organizacji Wojskowej pod dowództwem Władysława Pyzdrakiewicza. Napad miał zostać dokonany w miejscowości Szymanowice, gdzie przebywał sprzyjający okupantom urzędnik – Żyd, któremu Niemcy powierzyli środki finansowe. Dla odwrócenia uwagi planowano podpalić sąsiednie zabudowania, a później – wobec paniki i zamieszania, które niechybnie wynikną w obliczu pożaru, zaatakować i szybko wycofać się ze zdobytymi pieniędzmi.

Misterny plan nie doszedł jednak do skutku. Podczas przygotowań w Pyzdrach, jeden z peowiaków na tyle nieostrożnie obchodził się z bronią, że zastrzelił drugiego spiskowca, Franciszka Rypla. Wydarzenie miało miejsce w pobliżu niemieckiej wartowni. Chcąc uniknąć dekonspiracji i zatrzeć ślady ciało ofiary wypadku wrzucono do Warty. Zwłoki odnaleziono później dopiero po kilkunastu tygodniach. Pogrzeb na miejscowym cmentarzu przerodził się w patriotyczną manifestację. Tak oto Franciszek Rypel stał się pierwszym członkiem pyzdrskiego POW, który oddał swoje życie za Ojczyznę.

Nieszczęśliwa inauguracja (Ląd)[14][15][16]

Szeroka pradolina Warty, z licznymi korytami meandrującej rzeki i wieloma starorzeczami stanowiła w przeszłości trudną barierę do przebycia. Jednak już od najdawniejszych czasów w trakcie podróży handlowych lub wypraw wojennych, przekraczano pradolinę i samą rzekę. Do przeprawy na drugi brzeg służyły nieliczne mosty, a ponadto brody oraz łodzie. Z czasem na obszarze pradoliny pojawiło się coraz więcej promów. Na mapie Wojskowego Instytutu Geograficznego z 1935 roku widnieje prom w Sługocinie oraz aż 3 przeprawy promowe w Ciążeniu. Prom funkcjonował również w Lądzie. Aby usprawnić przejazd z Lądu do Zagórowa w latach 20. XX wieku rozpoczęto tam budowę mostu. Uroczystość poświęcenia nowego mostu zaplanowano na Święto Piotra i Pawła 29 czerwca 1923 roku. Obecny był m.in. wojewoda łódzki, starosta koniński, urzędnicy powiatowi i miejscowe duchowieństwo. W trakcie mszy świętej przeciążono prom, na którym oprócz wozów z końmi znalazło się zbyt dużo ludzi. W efekcie prom zatonął. Śmierć w wodach Warty poniosła 14-letnia dziewczynka z Oleśnicy.

Nowy most nie przetrwał zbyt długo. W wyniku działań wojennych został zniszczony, a odbudowę przeprowadzono dopiero w 1950 roku. Kolejny most w Lądzie funkcjonował już znacznie dłużej, aż do początku lat 90. XX wieku. Z czasem jego stan techniczny był już tak zły, że podobno autobusy kursowe przejeżdżały przez most bez pasażerów, którzy pieszo przechodzili za autobusem i wsiadali do niego z powrotem po drugiej stronie. Kłopoty skończyły się w 1990 roku, kiedy słupecki Mostostal zbudował nowy, stalowy most, przebiegający na zachód od poprzedniego. Drewnianą konstrukcję rozebrano rok później. Po dawnej przeprawie pozostał urywający się niespodziewanie fragment drogi od strony Zagórowa, a po budowie nowego mostu – parking, na którym rozpoczyna się ścieżka dydaktyczna Ląd – Krzynica.

Pierwszy strzał (Pyzdry)[17][18]

Okres panowania Ludwika Węgierskiego to dla Wielkopolski czas postępującej anarchizacji i rywalizacji możnowładców. Po śmierci króla konflikt zaostrzył się. Wkrótce doszło do wojny domowej związanej między innymi z sukcesją tronu pomiędzy rodami Grzymalitów (zwolennicy Zygmunta Luksemburskiego) i Nałęczów (stronnicy Siemowita IV). Areną pierwszej konfrontacji zbrojnej były Pyzdry, oblegane w 1383 roku przez wojska Nałęczów. Podczas oblężenia miasta miało miejsce wydarzenie, które na trwałe zapisało się w historii polskiej wojskowości. Słynny kronikarz Janko z Czarnkowa zanotował pierwsze użycie armaty na ziemiach polskich, które spowodowało od razu pierwszą ofiarę śmiertelną takiej broni. Kamienna kula wystrzelona ze spiżowego działa przebijając wrota, zabiła Bogu ducha winnego proboszcza Mikołaja z Biechowa, który nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności znalazł się w pobliżu bramy, a ugodzony celnie „upadł i wkrótce wyzionął ducha”. Z kronikarskiego obowiązku należy dodać, że choć działo nie wystarczyło do zdobycia Pyzdr, to po kilku dniach napastnicy wkroczyli do miasta w wyniku umiejętnie prowadzonych negocjacji.

Podkuwanie… gęsi (Zagórów)[19]

Dolina Warty na wschód od Pyzdr po Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku znalazła się na peryferiach Cesarstwa Rosyjskiego. Rozległa, podmokła pradolina stwarzała dogodne warunki do wypasu bydła i zbioru siana. Najbardziej znaną działalnością na tym terenie była jednak hodowla gęsi. Prowadzono ją w specyficzny sposób: wielotysięczne stada gęsi wiosną wypędzane na nadwarciańskie łąki, do gospodarstwa z powrotem trafiały dopiero późną jesienią. Przez całą cieplejszą część roku gęsi pasły się swobodnie, co w efekcie przynosiło błyszczące pierze i smaczne mięso. Wobec olbrzymiej liczby gęsi nawet rozległe nadwarciańskie pastwiska okazywały się niewystarczające, stąd nieznane gdzie indziej konflikty. Skotarze (zawodowi pasterze, pasący gromadnie bydło; odpowiednik amerykańskich kowbojów) zarzucali gęsiarzom, że ptaki wyjadają im całą trawę i zanieczyszczają ją odchodami. Trzeba było wiele sprytu i dyplomacji, aby uniknąć otwartej wojny. Takimi przymiotami wykazywał się zwłaszcza legendarny zagórowski skotarz Pan Matuszak, który zawsze potrafił znaleźć jakieś kompromisowe rozwiązanie. Do zagród gęsi z łąk spędzano tylko na skubanie pierza, które gromadziło całe rodziny i licznych sąsiadów i stanowiło dogodną okazję do opowiadania różnych historii i wymiany… plotek. Wśród gęsiarzy powstawały również oryginalne rozwiązania ułatwiające hodowlę, z których do najbardziej znanych należy podkuwanie gęsi. Zabieg polegał na przepędzeniu ptaków po rozgrzanej smole, a później po piasku (według niektórych wersji dodatkowo używano jeszcze pierza). Po zastygnięciu powstawały twarde „buciki”, które skutecznie chroniły stopy ptaków przed zranieniem podczas przepędzania ich nieraz na wielokilometrowe odległości (w tych czasach jeszcze nikt nie słyszał o samochodach). Obecnie po ogromnych stadach gęsi w okolicy Zagórowa nie ma już prawie śladu. O tradycjach hodowli przypomina pomnik gęsi na terenie przystani w Lądzie oraz filmy Tadeusza Litowczenki (między innymi Uciec z Zagórowa).

Powstańcza przysięga (Lądek)

Lądkowski Borek to duża zalesiona wydma położona na południe od Lądku w pradolinie Warty. Kiedyś przebiegał przez nią szlak handlowy wiodący z południa, z Kalisza, przekraczający Wartę w okolicach dawnego grodu na Rydlowej Górze i prowadzący w kierunku Torunia (w Lądku szlak ten krzyżował się z innym traktem o przebiegu równoleżnikowym). Świadectwem obecności kupców jest odnalezienie tu skarbu złożonego z arabskich monet – tak zwanych dirhemów. Tutejsze przekazy wspominają, że Lądkowski Borek był miejscem przysięgi powstańców listopadowych i styczniowych. Później przyszły lata I wojny światowej. Na terenie ziemi słupeckiej intensywnie rozwijała się Polska Organizacja Wojskowa – tajna organizacja, której celem była walka z rosyjskim zaborcą. Peowiacy z Zagórowa i okolicy wykorzystywali teren Lądkowskiego Borku, oddalony od siedzib ludzkich, jako dogodne miejsce do ćwiczeń. W roku 1917 (część źródeł podaje rok 1916 lub 1918) członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej z całego IV obwodu słupeckiego (tak zwani czwartacy) zgromadzili się w Lądkowskim Borku na nocne ćwiczenia. Po nich odbyło się nabożeństwo polowe. Po poświęceniu znaczków organizacji, wszyscy obecni złożyli uroczystą przysięgę:

„W pełnej świadomości zasad, celów i charakteru Polskiej Organizacji Wojskowej, wstępując w jej szeregi składam uroczystą przed Bogiem przysięgę, że władzom swoim bezwzględnie posłusznym będę, wszystkie włożone na mnie obowiązki i wszystkie wydane rozkazy z całą gotowością zawsze sumiennie spełniać będę i że wolności Polski wszystkie swe siły, krew i życie poświęcę.”

Peowiacy na ziemi słupeckiej oddali duże zasługi podczas akcji rozbrajania Niemców w końcowej fazie I wojny światowej. Już w wolnej Polsce, około 1932 roku na pamiątkę uroczystej przysięgi na Lądkowskim Borku ustawiono tam kamień pamiątkowy[20]. W czasie II wojny światowej hitlerowcy urządzili sobie na tym terenie wydm poligon artyleryjski, po którym pozostały liczne odłamki pocisków, rozrzucone po całym terenie. Dziś, kiedy od wojny minęło już ponad pół wieku, Lądkowski Borek niemal w całości porósł lasem. O uroczystej przysiędze Peowiaków przypomina krzyż oraz pomnik, przy którym w rocznice odzyskania odległości spotykają się okoliczni mieszkańcy.

Ryby, kluski czy wydmy? (Pyzdry)[21]

Nazwy miejscowości, wód, lasów itd. stanowią często zabytki o starszym rodowodzie od wszelkich materialnych śladów działalności człowieka. Odczytywaniem ich znaczenia zajmuje się nauka zwana toponomastyką (toponimią). Praca naukowców, wyjaśniających pochodzenie i znaczenie miejscowych nazw przypomina czasem niemal pracę detektywa. Wśród nazw geograficznych za najstarsze uważa się nazwy rzek. W czasach, gdy większą część ziem polskich pokrywały rozległe puszcze, rzeki ułatwiały lub wręcz umożliwiały przemieszczanie się, służąc jako najwcześniejsze drogi.

Swojej dużej krętości i meandrowaniu zawdzięcza prawdopodobnie nazwę najważniejsza rzeka regionu. Nazwę Warta naukowcy wywodzą od słowa „wiercić (się)” w znaczeniu „kręcić (się)”. Prosna, choć kojarzy się z „prosem”, to według źródeł historycznych powstała raczej od słowa „przaśny” (czyli niezakwaszony). Meszna powstała od rosnących w jej dolinie mchów, a Wrześnica – od wrzosów.

Jednym z większych wyzwań w dziedzinie toponomastyki było rozszyfrowanie pochodzenia nazwy Pyzdr. Nazwa tego miasta jest unikatowa i niepodobna do żadnej innej nazwy w kraju. W przeszłości była zapisywana na różne sposoby – jako: Pyzder, Pyzdre, Pysdri, Pisdr, Pisdre, Pizdri. Pomysłów na wytłumaczenie nazwy było wiele. Naukowcy próbowali wywodzić nazwę od słów: pizder (po kaszubsku – biedak), pyzdra (rakarz, hycel), puzdro (pudło), pyza (kluska), a nawet od przezwiska o wybitnie ujemnym znaczeniu. Niektórzy wiąże nazwę miasta z rdzeniem py-, pu-, nawiązującym do wydm licznie występujących w pradolinie Warty. Ostatecznie za najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie uznano łacińskie słowo pistrinum (liczba mnoga – pistri), oznaczające młyny, które na Warcie i jej dopływach w okolicy Pyzdr istniały od dawna.

Rydlowa Góra (Ląd)

Około 2 kilometrów na południe od Lądu, na prawym brzegu Warty zobaczyć można niewielkie wzniesienie, porośnięte bujnymi zaroślami, zwane Rydlową Górą. Takie miejsca, wyniesione ponad otaczające tereny podmokłe zwano lenda (od tego słowa naukowcy wywodzą dzisiejszą nazwę Ląd). W obrębie Rydlowej Góry niezorientowani nie znajdą tu nic ciekawego, jednak wprawne oko bez trudu dostrzeże zarys wałów obronnych i ślady fosy. Miejsce to jest bowiem grodziskiem – pozostałością po potężnym grodzie. To tu zaczął się Ląd. Początki grodu według najnowszych badań datuje się na przełom IX i X wieku, a więc czasy przedchrześcijańskie. Założono tam wtedy niewielką warownię o średnicy około 60 metrów. Prawdopodobnie gród był częścią niewielkiej wspólnoty terytorialnej, do której należały też grody w Samarzewie, Raszewach i Spławiu-Wodzisku. Najprawdopodobniej nie byli to jednak wymieniani w źródłach Lędzianie, których siedziby naukowcy lokalizują obecnie raczej na dzisiejszym pograniczu polsko-ukraińskim. Wszystkie powyższe grody zostały spalone jeszcze w pierwszej połowie X wieku, co wiąże się z ekspansją państwa piastowskiego. Gród w Lądzie, ze względu na dogodne położenie, jak jedyny został odbudowany i obsadzony załogą piastowską. Kolejne stulecie przynosi kolejne zniszczenie grodu, którego przyczyny do dziś pozostają tajemnicą. Zniszczony gród został dość szybko odbudowany, zyskując potężne rozmiary (same wały miały 25-30 metrów szerokości). Nastąpił najświetniejszy okres w dziejach grodu, który zyskał prestiżową rangę kasztelanii. Zasięg terenu podległego kasztelanowi w Lądzie przewyższał powierzchnie byłego województwa konińskiego! Dobre czasy zakończyły się w czasie tzw. wojny o Ląd, kiedy w czasie konfliktu książąt dzielnicowych doszło do kolejnego zniszczenia grodu. Tym razem nie został już odbudowany, a jego funkcje przejęły sąsiednie ośrodki w Koninie i Pyzdrach. Sama miejscowość Ląd zaczęła się kształtować wokoło klasztoru cystersów, gdzie znajduje się po dziś dzień.

W minionych latach teren grodziska w Lądzie nie był zarośnięty i użytkowano go rolniczo, co przyczyniło się do zniszczenia stanowiska. Pomimo tego naukowcom udało się odnaleźć ślady grodu, 2 podgrodzi oraz fosy, a także 2 cmentarzysk. O randze grodu świadczą też źródła mówiące o istnieniu tam 2 kościołów: św. Andrzeja i św. Piotra. Dziś pamiątką po grodzie na Rydlowej Górze jest jego replika stojąca przy Ośrodku Edukacji Przyrodniczej w Lądzie. Replika jest wykorzystywana przy okazji odbywających się corocznie Festiwali Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej.

Niemy świadek bitwy (Pyzdry)[22][23]

Powstanie styczniowe na terenie ziemi słupeckiej i konińskiej miało niezwykle burzliwy przebieg. Na tym terenie walczyły oddziały takich dowódców, jak Kazimierz Mielęcki, Pankracy Wodziński czy Francuzi: Emile Faucheux, Emil Faucheux i Ganier d’Abin, którzy stoczyli liczne potyczki z przeważającymi wojskami rosyjskimi. Dla wielu powstańców, nie wyłączając dowódców, udział w tych starciach oznaczał śmierć z bronią w ręku. Jednym z ciekawszych epizodów powstania na tym terenie była bitwa pod Pyzdrami. Wszystko zaczęło się od koncentracji wojsk powstańczych w Pyzdrach, którą przeprowadzono na rozkaz ówczesnego pułkownika (później generała) Edmunda Taczanowskiego w połowie kwietnia 1983 roku. Po dwóch tygodniach względnego spokoju w kierunku Pyzdr ruszyły silne oddziały rosyjskie. Do starcia doszło 29 kwietnia na terenach położonych na wschód od miasta, na lewym brzegu Warty. Siły polskie liczyły około 500 strzelców, 700 kosynierów, 100 jeźdźców i 3 działa-wiwatówki, wzmocnione jeszcze na samym początku bitwy 87-osobowym oddziałem przybyłym ze Słupcy. Siły przeciwnika liczyły około 1500 żołnierzy. Bitwa rozpoczęła się o poranku frontalnym atakiem Rosjan od strony Zagórowa i trwała aż do godziny 15. Szalę zwycięstwa na stronę powstańców przechylił brawurowy atak kosynierów pod dowództwem Ganiera d’Abina. Po bitwie zwycięski oddział triumfalnie wkroczył do Pyzdr.

Radość zwycięstwa została przyćmiona przez niepowodzenia powstańców w innych rejonach. Niebawem oddział Taczanowskiego opuścił Pyzdry. Dalsza droga powstańców wiodła przez Zagórów, Ląd, Golinę, Kazimierz Biskupi, Władysław, Turek i Koło aż do dotkliwej klęski pod Ignacewem, która zakończyła działalność powstańczą Taczanowskiego na ziemi słupeckiej. Świadkiem bitwy pod Pyzdrami była sosna, która według opowieści została przebita kulą armatnią. Na sośnie na znak pamięci zawieszono kapliczkę. Spotykali się pod nią okoliczni mieszkańcy, aby zamanifestować swoje patriotyczne i religijne uczucia. Obok rosła druga sosna, na której podobno wieszano zdrajców. Z czasem obie sosny uschły i zostały ścięte. Fragment powstańczej sosny wraz z kapliczką można dziś oglądać w Muzeum w Pyzdrach. W miejscu, gdzie dawniej rosła powstańcza sosna, postawiono pomnik i posadzono nowe drzewko na znak pamięci o wydarzeniach sprzed prawie 150 lat.

Sól ziemi (Białobrzeg, Trzcianki, Tłoczyzna)[24]

W okolicy Białobrzegu Trzcianek i Tłoczyzny na nadwarciańskich łąkach można spotkać rośliny o „morskich” nazwach, takie jak świbka morska czy mlecznik nadmorski. Skąd takie gatunki w głębi lądu, w odległości ponad 250 kilometrów od Bałtyku?? Odpowiedzi należy szukać w budowie geologicznej tego terenu. W podłożu znajduje się tu struktura, zwana wysadem solnym. Tutejsza sól pochodzi z utworów z okresu permu, a więc geologicznie jest pokrewna ze złożami eksploatowanymi w kopalni w Kłodawie. Gleba o dużej zawartości soli sprzyja występowaniu roślin słonolubnych, charakterystycznych dla terenów nadmorskich.

Wysoka zawartość soli sprawia, że w niektórych okolicznych zbiornikach wodnych woda ma słony smak. Zauważono to już we wczesnym średniowieczu (XII/XIII w.), kiedy miejscowa ludność trudniła się warzelnictwem soli. Jedna z takich warzelni należała do klasztoru cystersów w Lądzie, który otrzymał ją z nadania Mieszka Starego w 1173 roku. Zachowane źródła wspominają nawet o istnieniu osady pod nazwą Sal (łacińskie Sól). Ślady miejscowej średniowiecznej warzelni soli, odkryte przez archeologów, można obecnie oglądać w Muzeum Żup Solnych w Wieliczce. O „soli tej ziemi” przypominają natomiast wciąż lokalne toponimy (nazwy różnych obiektów topograficznych, np. zbiorników wodnych), takie, jak Stara Solnia czy Słone Jeziorko.

Trzydzieści cztery dni Adama Swacha (Ląd, Pyzdry)

Polichromie w klasztorze pocysterskim w Lądzie nad Wartą oraz w dawnym klasztorze franciszkanów (obecnie Muzeum Regionalnym w Pyzdrach) dla wprawnego oka wydadzą się w pewien sposób podobne. Wrażenie jest zupełnie słuszne, ponieważ oba klasztory swoimi pracami przyozdobił Adam Swach. Autor fresków pochodził z Moraw, w 1686 roku wstąpił do zakonu franciszkanów w Poznaniu. Malarskiego fachu uczył się podczas trzyletnich studiów u królewskiego malarza Jerzego Eleutera Siemiginowskiego. Swach zasłynął przede wszystkim jako autor fresków. Jego usługi cieszyły się dużą popularnością. Był niezwykle płodnym artystą – pozostawił po sobie prace w kościołach w Owińskach, Kaliszu, Poznaniu, Szamotułach i Żerkowie. W Pyzdrach namalował cykl 18 fresków przedstawiających epizody z życia świętego Franciszka (na uwagę zasługują nieco ekscentrycznie dziś wyglądające wizerunki zwierząt, w tym słynnego wilka z Gubio). Jeszcze więcej prac pozostawił w opactwie lądzkim. W zabytkowej sieni klasztoru wzrok przyciąga jego praca, przedstawiająca arcybiskupów gnieźnieńskich zasłużonych dla Lądu, z których jeden wywołuje nieodparte skojarzenia z… Lechem Wałęsą. W klasztornych krużgankach z kolei na zlecenie opata Mikołaja Antoniego Łukomskiego przygotował cykl obrazów ilustrujących historię i tradycje zakonu cystersów oraz Lądu. Na szczególne uznanie zasługuje obraz „Rozwój zakonu cystersów”, gdzie autor popisał się wiedzą architektoniczną przedstawiając liczne klasztory cysterskie z ziem polskich. Całą nomen omen paletę swoich możliwości Adam Swach zaprezentował w tzw. Sali Opackiej. W tym pomieszczeniu franciszkanin namalował cykl 35 wizerunków lądzkich opatów oraz portret fundatora klasztoru, Mieszka Starego. Musiał się przy tym wykazać sporą inwencją, ponieważ znał fizjonomie jedynie 3 ostatnich opatów. Nad pocztem opatów lądzkich Adam Swach namalował ogromny fresk, zajmujący całą powierzchnię sufitu. Na fresku przedstawiono ludzi niosących swoje krzyże za Chrystusem do nieba, a po drugiej stronie – dla kontrastu – wyobrażenia grzechów: Zabójstwa, Pychy, Chciwości, Bałwochwalstwa i Pijaństwa. Niebagatelne zadanie namalowania omawianego fresku Swach zamierzał zrealizować przez taki czas, w jakim żył Jezus Chrystus. Ponieważ pięćdziesięcioczteroletni autor nie był pewien, czy dożyje osiemdziesiątki, więc postanowił zamienić lata na dni i z całą robotą uwinąć się w nieco ponad miesiąc. Jak pomyślał, tak zrobił, choć ostatecznie malował przez 34 dni, (czyli o 1 dzień za długo). Mimo wszystko jednak wyczyn Swacha zasługuje ze wszech miar na uznanie, zatem wybaczmy mu brak skromności, który pozwolił mu umieścić na fresku swój autoportret.

Wielka Pętla Wielkopolski (Ląd, Dłusk, Pyzdry)[25]

Wielka Pętla (Wodna) Wielkopolski to nazwa szlaku wodnego obejmującego Wartę, Noteć, Kanał Górnonotecki, jezioro Gopło i kanał Warta-Gopło (zwany też Kanałem Ślesińskim). Idea połączenia Wisły z Notecią i Wartą pojawia się już w źródłach z XVI wieku. Realizacji tej idei podjął się król Prus Fryderyk II Wilhelm, który wydał rozkaz budowy Kanału Bydgoskiego. Budowa tego kanału pociągnęła za sobą później następną inwestycją hydrotechniczną: przekop pomiędzy Górną Notecią, a Kanałem Bydgoskim. Kolejnym krokiem było stworzenie wodnego połączenia między Wartą i jeziorem Gopło. Ostatnim etapem tworzenia szlaku były prace regulacyjne, przeprowadzone na Górnej Noteci. Zakończenie prac w 1882 roku traktować można zatem jako początek funkcjonowania Pętli.

Żegluga śródlądowa, przez lata dość zaniedbana, w ostatnich latach wraca do łask. Obecnie szansą na rozwój największego szlaku wodnego regionu jest turystyka. Gminy leżące nad Notecią podjęły intensywną współpracę w celu ochrony walorów przyrodniczych i kulturowych doliny Noteci oraz promocję turystyki wodnej. Na trasie Pętli systematycznie powstają coraz nowe przystanie. Na ziemi słupeckiej takie przystanie znajdują się w Lądzie i w Pyzdrach. Przystanie (mariny) pozwalają na wodowanie kajaków i żaglówek, zapewniają też podstawową obsługę wodniaków. Dalsze plany odnośnie Pętli przewidują oznakowanie całego szlaku oraz budowę kolejnych marin tak, aby docelowo można było pokonywać kajakiem dzienne odcinki od przystani do przystani.

Wsiąść do pociągu byle jakiego (Anastazewo, Powidz, Pyzdry, Zagórów)

Druga połowa XIX i pierwsza połowa XX wieku to okres intensywnego rozwoju kolei wąskotorowej. Na ziemi słupeckiej wąskotorówka pojawiła się po raz pierwszy w 1896 roku, kiedy otwarto linię z Gniezna do Powidza. Dwa lata później połączenie z Wrześnią zyskało Borzykowo. Z czasem Wrzesińską Kolej Powiatową przedłużono do Pyzdr, a Gnieźnieńską Kolej Dojazdową – do Anastazewa. Linia kolejowa połączyła również Jarocin z Zagórowem. Kolejki wąskotorowe na początku obsługiwały przede wszystkim ruch towarowy, związany z transportem płodów rolnych do zakładów przetwórczych, np. elektrowni i gorzelni. Dla wielu miejscowości, często położonych peryferyjnie w stosunku do głównych szlaków komunikacyjnych (np. dla Zagórowa), kolej wąskotorowa stanowiła swoiste „okno na świat”, ustanawiając połączenia pasażerskie z ogólnopolską siecią kolejową. W czasie I i II wojny światowej kolejki były chętnie wykorzystywane przez Niemców, którzy wykorzystywali je między innymi do transportu wojsk czy przewozu darniowej rudy żelaza. Wrzesińska Kolej Powiatowa w czasie wojny zyskała niemieckiego zarządcę, jednak załoga nadal składała się z Polaków. Jeden z nich – Alfred Malcher – skonstruował własnoręcznie radio, co w owym czasie w razie wpadki groziło śmiercią. Podjęte ryzyko nie opłaciło się: został aresztowany i jego życie zawisło na włosku. W trudnej chwili z pomocą przyszli przyjaciele, skłaniając jednego z Niemców do wyznania, że skazaniec jest absolutnie niezbędny do prawidłowego funkcjonowania linii. Ostatecznie starania zakończyły się sukcesem. Kolejki w przeszłości miały swoje okresy prosperity, kiedy – jak na przykład Jarocińska Powiatowa Kolej Dojazdowa w latach 60. XX wieku – woziły środki produkcji dla rolnictwa, węgiel, materiały budowlane, płody rolne drewno i towary produkowane przez miejscowy przemysł. Z czasem rola kolejek wąskotorowych maleje i powoli znikają z krajobrazu. W ostatnich latach szansą na ich przetrwanie stała się turystyka. Tę szansę wykorzystała Gnieźnieńska Kolej Dojazdowa, która w letnie weekendy nadal wozi pasażerów z Gniezna do Anastazewa. Warto wybrać się na taką wycieczkę, z okien nieśpiesznie jadącego pociągu podziwiając piękne tereny Powidzkiego Parku Krajobrazowego. Duże wrażenie robi przejazd pociągiem przez pełną wczasowiczów plażę w Przybrodzinie. Stacja końcowa w Anastazewie pozwala z kolei obejrzeć poczuć klimat dawnego posterunku granicznego między zaborami.

Zielona granica (Borzykowo, Pyzdry)[26]

Po przesunięciu granicy między zaborcami w 1815 roku ziemia słupecka znalazła się w przygranicznym rejonie zaboru rosyjskiego. Rozpoczyna się okres względnej dobrobytu. Ziemie w dolinie Warty swój rozwój zawdzięczają teraz przede wszystkim kontrabandzie. Przez zieloną granicę, wykorzystuj nieuwagę strażników lub wręcz proponując im odpowiednią łapówkę, przemycano do Prus stada bydła i gęsi, płody rolne, beczki spirytusu i wódki. W drugą stronę wędrowały towary wysokoprzetworzone: lekarstwa, narzędzia, artykuły przemysłowe. W okolicznych miejscowościach powstawały „dziuple” i „meliny”, gdzie przechowywano towar, czekając na dogodną okazję do działania. Powstawały też spółki, których specjalizowały się w legalizacji „trefnych” towarów. Przygraniczne położenie miało również istotne znaczenie w sprawach wojskowych. W trakcie powstań do Królestwa z Prus przekradali się ochotnicy, wędrowała broń, opatrunki i pieniądze. Po niepowodzeniach polskich zrywów niepodległościowych byli powstańcy ukrywali się w Pyzdrach lub innych miejscowościach przygranicznych, aby w razie zagrożenia „prysnąć” do sąsiada. Inną motywację mieli młodzi uciekinierzy z zaboru pruskiego. Ci z kolei nie mieli najmniejszego zamiaru przeznaczać najpiękniejszych kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu lat życia na służbę wojskową w służbie pruskiego króla. Przemytniczy eldorado brutalnie przerwała wojna. Po wojnie i zwycięskim powstaniu wielkopolskim granica z Niemcami została przesunięta na zachód. Wywołało to ponoć reakcję pyzdrskich rajców. Podjęli oni uchwałę, w której wyrażając radość z odzyskania niepodległości, zaapelowali o pozostawienie granicy w jej dawnym miejscu.

Zimowa bitwa (Anastazewo, Ostrowite)[27][28][29]

Decyzje Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku miały doniosły wpływ na polityczny kształt Europy przez długi czas. Nowa granica pomiędzy Prusami, a Rosją podzieliła dotychczas jednolitą Wielkopolskę na 2 części. Na terenie północnej części ziemi słupeckiej granica przebiegała przez Jezioro Powidzkie. Pojawienie się granicy spowodowało rozliczne trudności. Nie można było swobodnie podróżować ani przewozić towarów kupionych po drugiej stronie. Wizyta u sąsiada mieszkającego niedaleko, ale już po drugiej stronie kordonu granicznego, wymagała niekiedy nadłożenia kilku kilometrów. Bliskość granicy oprócz uciążliwości, stwarzała również niebagatelną okazję do wzbogacenia się. Źródłem szybkiego zarobku mógł być legalny handel, ale prawdziwe pieniądze czekały na przemytników. Ich działalność nie była uważana za rzecz naganną. Wręcz przeciwnie – przemyt stawał się niemal przejawem patriotyzmu. Jednym z miejsc spotkań osób trudniących się przemytem była karczma w Ostrowitem. W budynku, który znajduje się naprzeciw kościoła właściciel napełniał okowitą (bimbrem) drewniane płaskie beczułki. Silny chłop był w stanie unieść 40 litrów, słabsi zadowalali się połową. Trasa nie była łatwa: po przejściu kilku kilometrów trzeba było jeszcze przepłynąć Jezioro Powidzkie. Niektórzy później szli jeszcze do oddalonego o kolejne 10 kilometrów Mielżyna, gdzie można było sprzedać towar z największą „przebitką”.

Mieszkańcy miejscowości po obu stronach granicy, choć obdarzali się złośliwymi przezwiskami, w obliczu zaborców potrafili funkcjonować w znośnej koegzystencji. Czasem dochodziło między nimi do małych sporów („spierek”) o to, „który z ich ‘miłościwie panujących’ jest większym wrogiem, ale w końcu godzili się na to, że obaj są diabła warci”. Zgodne współżycie mieszkańców 2 zaborów zostało poddane próbie zimą 1870 roku. Pewien dziedzic ze wschodniej strony Jeziora Powidzkiego, wykorzystując gorzałkę, podburzył chłopów i rosyjskich żandarmów przeciwko rybakowi z Powidza, który łowił ryby w przerębli. Zamarznięte jezioro stało się polem regularnej bijatyki, zakończonej bez wyraźnego zwycięstwa. Lodowa bitwa pociągnęła za sobą jedną ofiarę śmiertelną (po stronie poddanych cara), a prowodyr zamieszania długo jeszcze musiał łagodzić całą sprawę.

Powrót na górę strony

Powrót na górę strony



Przydatne źródła wiedzy:

  • Anders P., Czerniak R. M. i in., 1993, Pyzdry miasto nad Wartą, Wydawnictwo ABOS, Poznań.
  • Brzostowicz M., Mizerska H., Wrzesiński J. (red.), 2005, Ląd nad Wartą: dziedzictwo kultury słowiańskiej i cysterskiej, Urząd Gminy w Lądku, Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich Oddział w Poznaniu, Ląd – Poznań. (pełny tekst publikacji do pobrania na stronie Festiwalu Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej w Lądzie)
  • Brzostowicz M., Mizerska H., Wrzesiński J. (red.), 2007, Mnisi i pielgrzymki w średniowieczu. Ląd na szlakach kulturowych Europy, Fundacja „Unia Nadwarciańska”, Starostwo Słupeckie, Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, Poznań – Ląd. (pełny tekst publikacji do pobrania na stronie Festiwalu Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej w Lądzie)
  • Brzostowicz M., Przybył M., Wrzesiński J. (red.), 2009, Miłość, damy i rycerze, Stowarzyszenie „Unia Nadwarciańska”, Starostwo Powiatowe w Słupcy, Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, Poznań – Ląd. (pełny tekst publikacji do pobrania na stronie Festiwalu Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej w Lądzie)
  • Brzostowicz M., Wrzesiński J. (red.), 2009, Człowiek i przyroda w średniowieczu, Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, Starostwo Powiatowe w Słupcy, Poznań – Ląd. (pełny tekst publikacji do pobrania na stronie Festiwalu Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej w Lądzie)
  • Czerniak A., Czerniak B. i in., 2010, Ślady baroku w Słupcy, Słupca.
  • Czerniak B., 2006, Obóz jeńców i internowanych pod Strzałkowem, Muzeum Regionalne w Słupcy, Słupca.
  • Deresiewicz J., 1978, Ziemia wrzesińska: przeszłość i teraźniejszość, 1978, PWN, Warszawa – Poznań.
  • Gieryń N., 1988, Dzieje Słupcy (materiały wybrane), Słupeckie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, Słupca.
  • Halaba A., Halaba M., Górecka J., 2004, Ślady Średniowiecza w Słupcy, Słupca.
  • Janas T., 2008, Okruchy prawdy. Z dziejów zniewalania narodu, Związek Młodocianych Więźniów Politycznych lat 1944-1956 „Jaworzniacy” Oddział w Słupcy, Konin.
  • Januszkiewicz M.J., Pleskaczyński A., 2006, Księga rozmaitości wielkopolskich, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań.
  • Jarecki M., 1993, Bitwa pod Mieczownicą i powrót do tradycji, Parafia Rzymsko – Katolicka p.w. Podwyższenia Krzyża w Giewartowie, Giewartów.
  • Jarecki M., 1999, Edward i Wojciech Sypniewscy, Muzeum Regionalne w Słupcy, Słupca.
  • Jarecki M., 2000, Ksiądz prałat Franciszek Szczygłowski, Parafia Rzymskokatolicka świętego Wawrzyńca w Słupcy, Słupca.
  • Jarecki M., 2000, Tadeusz Parys. Burmistrz Miasta Słupcy, Elżbieta Suszyńska.
  • Jarecki M., 2001, Aby pamięć nie zaginęła, Słupeckie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, Słupca.
  • Jarecki M., 2001, Peowiacy. Pierwsze ofiary okupacji niemieckiej w Zagórowie, Zarząd Gminy i Miasta w Zagórowie, Zagórów.
  • Jarecki M., 2002, Krótka historia powiatów ziemi słupeckiej, Starostwo Powiatowe w Słupcy, Słupca.
  • Jasiewicz Z., Malinowski T. i in., 1960, Dzieje ziemi słupeckiej, Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Słupcy, Słupca – Poznań.
  • Kaczmarek Z., Stępień J. (red.), 1993, Ziemia konińska w powstaniu styczniowym 1863-1864, Konin.
  • Kaczmarek Z., 1994, Ziemia konińska w czasie powstania styczniowego 1863-1864. Tom I, Wydział Spraw Społecznych Urzędu Wojewódzkiego w Koninie, Konin.
  • Kaleniewicz A., 2005, Nadwarciański Szlak Rowerowy: atlas rowerowy, Pietruska & Mierkiewicz, Poznań.
  • Kwaskowski K., Chmielewski T., Nowiński J., 2003, Zespół klasztorny w Lądzie nad Wartą, Wydawnictwo „Epigraf”, Łódź.
  • Lewicki R., 1997, Kolej wąskotorowa w krajobrazie Ziemi Zagórowskiej, Konin.
  • Lityński M., 2004, Warta: przewodnik dla kajakarzy, Pascal, Bielsko – Biała.
  • Łęcki W. (red.), 2004, Wielkopolska. Nasza kraina (t. I-III), Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury, Wydawnictwo Kurpisz, Poznań.
  • Łojko J., 2007, Civitas Pyzdry. Dzieje miasta do roku 1793, Muzeum Regionalne w Pyzdrach, Pyzdry.
  • Maluśkiewicz P., 2002, Ziemia słupecka. Przewodnik turystyczny, Apeks, Konin.
  • Nowak A. C., 1987, Słupca-Pyzdry-Zagórów oraz okolice. Przewodnik turystyczny, Centralny Ośrodek Informacji Turystycznej, Poznań.
  • Paszek S., Chmielewski M.T., 2003, Pocysterski klasztor w Lądzie nad Wartą, Wydawnictwo MARKUZ, Konin.
  • Pęcherski Z., 1958, Konin, Słupca, Koło, Sport i Turystyka, Warszawa.
  • Polak B., 1982, Wielkopolanie w powstaniu styczniowym 1863-1864, Krajowa Agencja Wydawnicza, Poznań.
  • Schmidt J., 1997, Stereotyp i granica. Pogranicze zaborów w mentalności współczesnych Wielkopolan, Wydawnictwo ECO, Międzychód.
  • Schmidt J. (red.), 2007, Granica, AWEL, Poznań. (pełny tekst do pobrania na stronie Towarzystwa Kulturalnego Echo Pyzdr).
  • Słowiński M., 2007, Zagórów. Album miasta 1407-2007, Satchwell Warszawa, Zagórów.
  • Słowiński M., Nadolny G., 2007, Wielka Pętla Wielkopolski: Warta – Noteć – Gopło – Warta, Satchwell Warszawa, Warszawa.
  • Szczepański B. (red.), 1996, Dzieje Słupcy, Wydawnictwo Wielkopolskiej Biblioteki Publicznej, Poznań.
  • Torzewski M., 2006, Gnieźnieńska i Wrzesińska – koleje wąskotorowe, Warszawa.
  • Wąsowicz J., 2002, Ziemia Słupecka naszą Małą Ojczyzną, Słupca.
  • Winiecki A., 1996b, Nadwarciański Park Krajobrazowy: przewodnik krajoznawczy, Bogucki Wydawnictwo Naukowe, Poznań – Konin.
  • Winowicz K., 1984-2006, Apolinary Szeluto 1884-1966 w setną rocznicę urodzin wznowione w czterdziestą rocznicę śmierci, Słupeckie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, Słupca.
  • Wojciechowska B., 1997, Ku wolnej Polsce. Z dziejów słupeckiego obwodu POW, Słupeckie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, Poznań.
  • Wojciechowska B., 2001, Bolszewicy pod Strzałkowem. Rzecz o obozie jeńców i internowanych z czasów wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, Słupeckie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, Poznań.
  • Wojciechowska B., 1988, Słupca wobec wydarzeń 1863 roku, Słupeckie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, Słupca.
  • Zaniewska H., 1987, Pyzdry przemiany przestrzenne i funkcjonalne, Instytut Gospodarki Przestrzennej i Komunalnej, Warszawa.
  • Zeszyty słupeckie: Nr 1, grudzień 2001, Z dziejów słupeckiego rzemiosła, Nr 2, listopad 2002, Swemu miastu – i sobie, Nr 3/4, wrzesień 2007, Spacerkiem po Słupcy, Nr 5, luty 2010, Spacerkiem po Słupcy. Ciąg dalszy.

Wybrane strony internetowe:

Powrót na górę strony

2 odpowiedzi do Ziemia słupecka

  1. quwert says:

    Wszystko zaczęło się od koncentracji wojsk powstańczych w Pyzdrach, którą przeprowadzono na rozkaz ówczesnego pułkownika (później generała) Edmunda Taczanowskiego w połowie kwietnia 1983 roku.

    czy aby na pewno ?

  2. Piotrek Basiński says:

    Oczywiście chodzi o rok 1863. Dziękuję za czujność:)

    Notkę przeniosłem też w odpowiednie miejsce, biorąc pod uwagę tytuł (tytuły ułożone są alfabetycznie).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>